Czasem wydaje się nam, że jesteśmy zakochani. Uśmiechamy się na widok tej osoby, układamy w głowach sytuacje, które prawdopodobnie nigdy się nie wydarzą. Wyobraźnia daje nam możliwość bycia kim chcemy, z kim tylko chcemy i gdzie chcemy. Najgorzej jest, gdy widzisz ją/go z tym/tą innym/inną. Coś rozrywa cię od środka, ale zaciskasz zęby i mówisz sobie "dam radę''. Przecież do miłości potrzebne są dwie osoby, nie jedna. W przeciwnym razie to nie była miłość.
Biegałam po mieszkaniu pokonując trasę między łazienką, a kuchnią. Budzik mnie zawiódł i nie zadzwonił. Kiedy już byłam gotowa do wyjścia stanęłam przed drzwiami i rozejrzałam się dookoła. Coś było nie tak.
- Teczka! - pobiegłam do sypialni i wyjęłam z komody żółtą aktówkę. Chwyciłam ją pod ramię i wybiegłam zatrzaskując głośno drzwi mieszkania. Przy wyjściu otarłam się o Szymona.
- Cześć! - klepnęłam go w ramię i zbiegłam z ostatnich schodków.
- Cześć. Lena słuchaj... - przeczuwałam, że pewnie chciał porozmawiać o wczorajszej sytuacji.
- Szymek spieszę się do pracy. Wszystko rozumiem. Pa! - wsiadłam do auta i z piskiem opon ruszyłam na halę.
O godzinie 9.00 byłam już na miejscu. Zaparkowałam w tym samym miejscu co wczoraj. Truchtem pobiegłam do wejścia.
Starałam niezauważona dostać się do gabinetu. Dochodziły mnie już głosy piłek odbijanych przez siatkarzy i gwizdki trenera. Minęłam gabinet statystyka, z którego wyszedł właśnie jeden z zawodników.
- Spóźnienie w pierwszym dniu pracy? Ciekawie się zaczyna - Kurek przywitał mnie niezbyt miło.
- Nic nie widziałeś - machnęłam mu ręką przed oczami.
- Urocze - usłyszałam jego słowa, kiedy kierował się na salę. Zaśmiałam się cicho i weszłam do gabinetu numer 3. Zdziwiłam się nieobecnością mojego mistrza - Pana Tadeusza. Wzruszyłam ramionami i rozpakowałam moje rzeczy na biurku. Właśnie usiadłam przy laptopie, aby zapoznać się z kartami zdrowia zawodników, kiedy do pomieszczenia wpadł zdyszany fizjoterapeuta.
- Lena wybacz mi to spóźnienie. Żona wyjechała do teściów i nie miał mnie kto obudzić. Jeszcze te poranne korki - fizjoterapeuta wyjął klubowy dres z szafy i poszedł za parawan, aby się przebrać. Spóźnienie uszło mi na sucho. Cała sytuacja była zabawna.
- Nic się nie stało. Do tej pory spokój, wszyscy cali i zdrowi - chyba wykrakałam nieszczęście, bo ktoś zapukał do drzwi. Próg przekroczył sam Bartosz Kurek, który kilka minut temu wyśmiewał się z mojego spóźnienia.
- Zrobiłem coś z barkiem. Pomocy - burknął zasmucony trzymając się za lewe ramię.
- Lena weź zerknij co się stało, a ja idę po resztę na badania wydolnościowe - Pan Tadziu zgarnął z biurka plik dokumentów. - I jak możesz to zachowaj moje spóźnienie dla siebie, dobrze? - puścił mi oczko.
- Pewnie. Tajemnica państwowa - uśmiechnęłam się, a potem zostałam sama z Kurkiem krzywiącym się z bólu. - Siadaj - wskazałam na krzesło i założyłam rękawiczki.
- Napraw mnie, bo zależy mi na zagraniu w piątkowym meczu - Bartek próbował rozluźnić swoją rękę, ale próby kończyły się fiskiem.
- Ok. Powiedz dokładnie co się stało - poleciłam Bartkowi, aby przedstawił całą sytuację, a ja zapisywałam wszystko na kartce.
- Ćwiczyliśmy atak, wystawa była niedokładna, ale chciałem to skończyć i zbiłem lewą ręką. Coś poszło nie tak, bo poczułem jak wszystko się naciąga, a potem nie mogłem nawet podnieść ręki.
- Dobra, ściągnij koszulkę - wstałam i stanęłam za przyjmującym.
- Robi się - zaśmiał się cwaniacko, ale puściłam to mimo uszu przewracając oczami. Kiedy Kurek uporał się już z ubraniem zajęłam się jego barkiem.
- Boli jak podnoszę? - chwyciłam jego ramię i rozpoczęłam badanie.
- Powiedzmy, że tak dziwnie pociąga.
- Co cię pociąga? - zdziwiłam się przerywając kombinacje.
- No mięśnie. Chyba, że to ty - wyszczerzył się, a ja wykonałam poker face.
- Z pewnością - syknęłam i uniosłam jego ramię do góry.
- Auuu - jęknął z bólu. Uśmiechnęłam się z satysfakcją.
- I co tu z tobą zrobić, hm? - podparłam ręce pod boki. - Wiem. Kładź się - przeszliśmy dalej, a Bartosz wyłożył się na kozetce.
- Podoba mi się - stwierdził, gdy zaczęłam masaż na jego barku, o który tak bardzo się bał. Przewrażliwiony sportowiec.
- Bardzo mnie to cieszy, ale następnym razem uważaj trochę. Mimo wszystko nie chciałabym cię tu ponownie wkrótce składać.
- Sport to zdrowie - zironizował.
- Starczy na dziś. Wracaj na salę, bo na wydolnościowe dzisiaj cię nie puszczę. Za świeży uraz - rzuciłam mu koszulkę z numerem 7 i zdjęłam rękawiczki.
- Ale mogę grać, tak? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Pewnie. Przyaktorzyłeś trochę, bo nic poważnego tu nie widzę. Będziesz żył - zajęłam się wpisem do jego karty zdrowia.
- Super. Normalnie teraz bym cię z chęcią ucałował, ale muszę iść grać w siatkówkę. - Spojrzałam na niego zza monitora i machnęłam ręką, żeby już poszedł.
- Całe życie z wariatami - wymamrotałam tworząc opis "choroby" gwiazdy Polsatu.
Pomaszerowałam do gabinetu, gdzie siatkarze przechodzili testy wydolnościowe. Przyglądałam się pracy Pana Tadeusza i chłopakom, którzy biegali na bieżni z kabelkami przyczepionymi do klatki piersiowej.
- Lena pomożesz mi - terapeuta zwrócił się do mnie wyrywając tym samym z transu. - Zapisuj wszystkie pomiary i postaraj się zrobić to dokładnie.
- Dobrze - zabrałam się za robotę i nim się spostrzegłam uwinęliśmy się z całym programem.
Gdy opuszczaliśmy salę badań fizjoterapeuta przypomniał sobie o porannym urazie Bartosza Kurka.
- Słuchaj Lena, co z Bartkiem? - zatrzymaliśmy się przy wyjściu.
- Nic groźnego - machnęłam ręką. - Nadwyrężył mięsień, ale po masażu jutro powinno obyć się bez bólu.
- Całe szczęście. Ale zalecam wykonanie badania krwi. Sprawdzisz, czy nie ma stanu zapalnego. Lepiej nie ryzykować.
- Już się robi. - pewnym krokiem ruszyłam do gabinetu fizjoterapeutycznego.
- Ale zaczekaj! - Pan Tadeusz zatrzymał mnie w połowie drogi. - Najpierw wymaglujemy kostkę Kłosa. Za moment go przyprowadzę, a ty przygotuj sprzęt.
- Okey.
- Dzień dobry. Przyszedłem na masaż - Kłos wszedł jak do siebie i wyłożył się na kozetce. Wyjrzałam zza komputera odrywając się od papierkowej roboty.
- Widzę. Wszystko już na ciebie czeka - podeszłam do niego i rozciągnęłam w rękach przyrząd do ćwiczeń. Jego wzrok wydał mi się lekko wystraszony. - Ej, nie bój się mnie. Chcę ci pomóc, a nie zaszkodzić. - Rozpoczęłam wstępne badanie.
- Oddaje się w twoje ręce - podparł głowę ramionami i pozwolił się rehabilitować. - O, co to? - chwycił narzędzie leżące na stoliczku obok.
- Jeny Karol - odebrałam mu przedmiot. - Nie baw się tym. To nie twoje.
- No przepraszam. Chciałem obejrzeć tylko - jasne. A przy okazji upierdzieliłby sobie pół palca ostrzem.
W trakcie masażu zjawił się Pan Tadeusz, który instruował mnie w dalszym leczeniu. W pierwszym dniu pracy zostałam wystawiona na ciężką próbę, ponieważ fizjoterapeuta stwierdził, że świetnie sobie radzę i zerwał się wcześniej do domu.
Usztywniłam właśnie kostkę Kłosa, kiedy przypomniałam sobie o zleconych badaniach krwi Kurka.
- Karol poproś do mnie Bartosza jakbyś mógł. To ważne.
- Kurasia? No pewnie, powiem mu, żeby przyszedł - był dziwnie zadowolony. Po wyjściu siatkarza uprzątnęłam miejsce pracy.
- Lena pomożesz mi - terapeuta zwrócił się do mnie wyrywając tym samym z transu. - Zapisuj wszystkie pomiary i postaraj się zrobić to dokładnie.
- Dobrze - zabrałam się za robotę i nim się spostrzegłam uwinęliśmy się z całym programem.
Gdy opuszczaliśmy salę badań fizjoterapeuta przypomniał sobie o porannym urazie Bartosza Kurka.
- Słuchaj Lena, co z Bartkiem? - zatrzymaliśmy się przy wyjściu.
- Nic groźnego - machnęłam ręką. - Nadwyrężył mięsień, ale po masażu jutro powinno obyć się bez bólu.
- Całe szczęście. Ale zalecam wykonanie badania krwi. Sprawdzisz, czy nie ma stanu zapalnego. Lepiej nie ryzykować.
- Już się robi. - pewnym krokiem ruszyłam do gabinetu fizjoterapeutycznego.
- Ale zaczekaj! - Pan Tadeusz zatrzymał mnie w połowie drogi. - Najpierw wymaglujemy kostkę Kłosa. Za moment go przyprowadzę, a ty przygotuj sprzęt.
- Okey.
- Dzień dobry. Przyszedłem na masaż - Kłos wszedł jak do siebie i wyłożył się na kozetce. Wyjrzałam zza komputera odrywając się od papierkowej roboty.
- Widzę. Wszystko już na ciebie czeka - podeszłam do niego i rozciągnęłam w rękach przyrząd do ćwiczeń. Jego wzrok wydał mi się lekko wystraszony. - Ej, nie bój się mnie. Chcę ci pomóc, a nie zaszkodzić. - Rozpoczęłam wstępne badanie.
- Oddaje się w twoje ręce - podparł głowę ramionami i pozwolił się rehabilitować. - O, co to? - chwycił narzędzie leżące na stoliczku obok.
- Jeny Karol - odebrałam mu przedmiot. - Nie baw się tym. To nie twoje.
- No przepraszam. Chciałem obejrzeć tylko - jasne. A przy okazji upierdzieliłby sobie pół palca ostrzem.
W trakcie masażu zjawił się Pan Tadeusz, który instruował mnie w dalszym leczeniu. W pierwszym dniu pracy zostałam wystawiona na ciężką próbę, ponieważ fizjoterapeuta stwierdził, że świetnie sobie radzę i zerwał się wcześniej do domu.
Usztywniłam właśnie kostkę Kłosa, kiedy przypomniałam sobie o zleconych badaniach krwi Kurka.
- Karol poproś do mnie Bartosza jakbyś mógł. To ważne.
- Kurasia? No pewnie, powiem mu, żeby przyszedł - był dziwnie zadowolony. Po wyjściu siatkarza uprzątnęłam miejsce pracy.
perspektywa siatkarzy
Siatkarze wykonywali właśnie ostatnie ćwiczenia. Trenowali zagrywkę. Kłos dołączył do kolegów i usiadł obok Kurka, który zbierał z parkietu swoje rzeczy. Trening dobiegał końca.
- Kuraś mam dla ciebie wiadomość, która odmieni twoje życie - Kłos był wyraźnie podekscytowany.
- Znowu oznajmisz mi, że Nicki Minaj jest biseksualna? - Bartek zarzucił na ramię torbę treningową.
- Skąd wiesz? Mówiłem ci o tym? - zamyślił się, a Kurek wykonał facepalm i ruszył do wyjścia. - Czekaj. Lena kazała ci przyjść do niej - na te słowa Kurek od razu zatrzymał się i wykonał zwrot w stronę Karola.
- Serio? Po co? - uśmiechnął się.
- Bo ja wiem. Idź to się dowiesz. A, mówiła, że to ważne. - dodał na odchodne środkowy i zniknął w szatni.
Pełen ciekawości Kurek postanowił natychmiast odwiedzić gabinet dziewczyny.
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi i po chwili ujrzałam postać Kurka.
- Dobrze, że jesteś. Muszę pobrać ci krew - wyjęłam z szafki strzykawkę i waciki.
- Myślałem, że czeka mnie coś przyjemniejszego - zamknął za sobą drzwi.
- Nie narzekaj tylko dawaj łapę - wyciągnęłam rękę czekając aż Bartek da się w końcu przekonać do podwinięcia rękawa bluzy.
- Tylko delikatnie - usiadł na fotelu i zrobił minę przypominającą kota ze Shreka.
- Kurek bądź mężczyzną - klepnęłam kilka razy jego skórę aby się zarumieniła. Wbiłam igłę, a siatkarz o dziwo wcale nie odwrócił wzroku tylko czułam jak ciągle mi się przygląda.
- Gotowe. Przytrzymaj sobie - przytknęłam do miejsca gazik i zabezpieczyłam próbkę.
- Dlaczego ty mi to robisz? - Kurkowi nie spieszyło się opuścić gabinet. Dalej siedział na miejscu i oglądał miejsce po ukłuciu.
- Muszę sprawdzić poziom OB. Jeśli będzie powyżej 15 oznacza to stan zapalny. - zdjęłam rękawiczki i wrzuciłam je do kosza. - Mogłeś nie szaleć na treningu.
- Musiałem, bo trening czyni mistrza. Patrz chyba już krew nie leci - rozprostował zgięcie w łokciu i chuchnął na nie.
- Naprawdę? Jeśli potrzeba to przykleję ci różowy plasterek z Kubusiem Puchatkiem - zironizowałam pakując swoją torebkę. Właśnie kończyłam pracę.
- Właściwie to już nie szczypie - Kurek również zgarnął swoje rzeczy widząc, że szykuję się do wyjścia. Gabinet opuściliśmy wspólnie.
- Czemu za mną idziesz? - odwróciłam się, kiedy usłyszałam za sobą jego kroki.
- Bo idę na parking w tym samym celu co ty - zaśmiał się dorównując mi kroku.
- Aa - bąknęłam. Mogłam się tego domyślić. Poczułam się głupio.
- Czy ty musisz tak szybko chodzić? - Kurek starał się zrównać tempo, ale ja niemal biegłam.
- Śpieszę się. A tak w ogóle to nie musisz towarzyszyć.
- Ale chcę. - I na tym zakończył się nasz dialog. Znalazłam się przy aucie uprzednio żegnając się z Bartkiem, który zaczynał grać mi na nerwach. Bardzo śpieszyłam się do fundacji. Obiecałam dziewczynom nadrobić w końcu zaległości.
Mając klucze w rękach mój wzrok przykuła przednia opona, z której zeszło powietrze.
- Cholera - kopnęłam w koło wyładowując złość i podparłam się rękoma na masce auta. Kurek, który zaparkował kilka metrów dalej spojrzał w moją stronę.
- Coś się stało?
- Stało się. Powietrze mi zeszło. Super! - rozłożyłam ręce, a potem przyjrzałam się bliżej sprawie. Zaciekawiony Bartek dołączył do mnie kucając obok.
- Przebita - wskazał na lekko rozcięte miejsce. - Pewnie najechałaś na szkło, albo coś innego.
- Nie najechałam - zaprzeczyłam wstając z klęczek. - Samo się wbiło.
- Kobiety... - zaśmiał się. - Masz zapasowe w bagażniku?
- Pewnie, że mam. Co to da? Spóźnię się, więc dzwonię po taksówkę - zaczęłam poszukiwanie komórki w torebce.
- Chodź ze mną. Podrzucę cię. Mam po drodze - skinął głową, abym podążyła za nim.
- Przecież nawet nie wiesz, gdzie jadę - posłałam mu zdziwione spojrzenie.
- Idziesz? - zapytał nie zatrzymując się. Szybko przeanalizowałam co będzie jeśli nie skorzystam z pomocy Kurka, a co stanie się, gdy to zrobię.
- No dobra - wsiadłam do jego auta na miejsce pasażera obok kierowcy.
- To gdzie jedziemy? - pomajstrował coś przy radiu włączając płytę.
- Na Chmielewską - zapięłam pas. Z odtwarzacza popłynęły pierwsze takty piosenki. - Też słuchasz Ostrego?!
_______________________________________________________________
- Skąd wiesz? Mówiłem ci o tym? - zamyślił się, a Kurek wykonał facepalm i ruszył do wyjścia. - Czekaj. Lena kazała ci przyjść do niej - na te słowa Kurek od razu zatrzymał się i wykonał zwrot w stronę Karola.
- Serio? Po co? - uśmiechnął się.
- Bo ja wiem. Idź to się dowiesz. A, mówiła, że to ważne. - dodał na odchodne środkowy i zniknął w szatni.
Pełen ciekawości Kurek postanowił natychmiast odwiedzić gabinet dziewczyny.
perspektywa Leny
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi i po chwili ujrzałam postać Kurka.
- Dobrze, że jesteś. Muszę pobrać ci krew - wyjęłam z szafki strzykawkę i waciki.
- Myślałem, że czeka mnie coś przyjemniejszego - zamknął za sobą drzwi.
- Nie narzekaj tylko dawaj łapę - wyciągnęłam rękę czekając aż Bartek da się w końcu przekonać do podwinięcia rękawa bluzy.
- Tylko delikatnie - usiadł na fotelu i zrobił minę przypominającą kota ze Shreka.
- Kurek bądź mężczyzną - klepnęłam kilka razy jego skórę aby się zarumieniła. Wbiłam igłę, a siatkarz o dziwo wcale nie odwrócił wzroku tylko czułam jak ciągle mi się przygląda.
- Gotowe. Przytrzymaj sobie - przytknęłam do miejsca gazik i zabezpieczyłam próbkę.
- Dlaczego ty mi to robisz? - Kurkowi nie spieszyło się opuścić gabinet. Dalej siedział na miejscu i oglądał miejsce po ukłuciu.
- Muszę sprawdzić poziom OB. Jeśli będzie powyżej 15 oznacza to stan zapalny. - zdjęłam rękawiczki i wrzuciłam je do kosza. - Mogłeś nie szaleć na treningu.
- Musiałem, bo trening czyni mistrza. Patrz chyba już krew nie leci - rozprostował zgięcie w łokciu i chuchnął na nie.
- Naprawdę? Jeśli potrzeba to przykleję ci różowy plasterek z Kubusiem Puchatkiem - zironizowałam pakując swoją torebkę. Właśnie kończyłam pracę.
- Właściwie to już nie szczypie - Kurek również zgarnął swoje rzeczy widząc, że szykuję się do wyjścia. Gabinet opuściliśmy wspólnie.
- Czemu za mną idziesz? - odwróciłam się, kiedy usłyszałam za sobą jego kroki.
- Bo idę na parking w tym samym celu co ty - zaśmiał się dorównując mi kroku.
- Aa - bąknęłam. Mogłam się tego domyślić. Poczułam się głupio.
- Czy ty musisz tak szybko chodzić? - Kurek starał się zrównać tempo, ale ja niemal biegłam.
- Śpieszę się. A tak w ogóle to nie musisz towarzyszyć.
- Ale chcę. - I na tym zakończył się nasz dialog. Znalazłam się przy aucie uprzednio żegnając się z Bartkiem, który zaczynał grać mi na nerwach. Bardzo śpieszyłam się do fundacji. Obiecałam dziewczynom nadrobić w końcu zaległości.
Mając klucze w rękach mój wzrok przykuła przednia opona, z której zeszło powietrze.
- Cholera - kopnęłam w koło wyładowując złość i podparłam się rękoma na masce auta. Kurek, który zaparkował kilka metrów dalej spojrzał w moją stronę.
- Coś się stało?
- Stało się. Powietrze mi zeszło. Super! - rozłożyłam ręce, a potem przyjrzałam się bliżej sprawie. Zaciekawiony Bartek dołączył do mnie kucając obok.
- Przebita - wskazał na lekko rozcięte miejsce. - Pewnie najechałaś na szkło, albo coś innego.
- Nie najechałam - zaprzeczyłam wstając z klęczek. - Samo się wbiło.
- Kobiety... - zaśmiał się. - Masz zapasowe w bagażniku?
- Pewnie, że mam. Co to da? Spóźnię się, więc dzwonię po taksówkę - zaczęłam poszukiwanie komórki w torebce.
- Chodź ze mną. Podrzucę cię. Mam po drodze - skinął głową, abym podążyła za nim.
- Przecież nawet nie wiesz, gdzie jadę - posłałam mu zdziwione spojrzenie.
- Idziesz? - zapytał nie zatrzymując się. Szybko przeanalizowałam co będzie jeśli nie skorzystam z pomocy Kurka, a co stanie się, gdy to zrobię.
- No dobra - wsiadłam do jego auta na miejsce pasażera obok kierowcy.
- To gdzie jedziemy? - pomajstrował coś przy radiu włączając płytę.
- Na Chmielewską - zapięłam pas. Z odtwarzacza popłynęły pierwsze takty piosenki. - Też słuchasz Ostrego?!
_______________________________________________________________
w ten sobotni wieczór oddaje w Wasze ręce kolejny rozdział
co u mnie?
Sulin i Ostry na słuchawkach
♥
FV.