Ranek przywitał mnie zaskakująco ładną pogodą. Przeciągnęłam się na łóżku i wstałam, aby przygotować się do wyjścia na uczelnię. Ubrałam się i zaparzyłam mocną kawę. Pośpiesznie zjadłam kilka plasterków suszonych jabłek i wyszłam z mieszkania. Na klatce spotkałam mojego przyjaciela.
- Hej Szymek! Tak wcześnie na wykłady? - zagaiłam rozmowę.
- Hej, hej - ucieszył się na mój widok. - Zajęcia z jakimś znanym profesorkiem. Studenci informatyki też muszą wcześnie wstawać. - Zeszliśmy schodkami przed blok. - Podwiozę cię - zaproponował.
- Dzięki, ale od kiedy mam własne auto to lubię wozić się po mieście - wyznałam szczerze wyciągając z torby kluczyki.
- Jak wolisz - pomachał mi na pożegnanie i zniknął między zaparkowanymi autami.
Drogę na uczelnie umilałam sobie śpiewaniem ulubionych piosenek. Tym razem dojechałam na miejsce bez przeszkód. Przy wejściu do budynku dogoniła mnie Weronika.
- Lena! Jezu! - wydyszała.
- To Lena, czy Jezus? Zdecyduj się - podążyłyśmy w kierunku sali wykładowej, na której za kilka minut miałyśmy zacząć zajęcia.
- Boże, ale ty masz kondycję.
- Wystarczy Lena.
Zajęłyśmy miejsca obok siebie i zaczęłyśmy rozmawiać o wczorajszym meczu. Nawet nie zauważyłyśmy, kiedy pojawił się wykładowca. Po chwili do naszej konwersacji dołączył się znajomy z roku.
- Lenor ale akcja wczoraj była. Dałaś czadu - Dominik z emocji prawie połamał ołówek.
- Ach przestań, bo się zarumienię - zasłoniłam się zeszytem. Na moje nieszczęście profesor od razu zwrócił uwagę na nasze nieuważanie.
- Hulaj dusza piekła nie ma - zwrócił się do nas, a nasza poszarpana trójca święta zdołała wydusić z siebie tylko ledwie słyszalne 'przepraszam'.
Do końca lekcji byliśmy już grzeczni.
Opuszczaliśmy właśnie salę, kiedy zostałam przywołana przez wykładowcę.
- Panno Gabrylczak!
- Gabryelczyk - poprawiłam go podchodząc do biurka ślimaczym krokiem.
- Tak - odchrząknął. - Czy zastanawiałaś się już nad stażem Lena?
- Oczywiście. Przecież to część studiów.
- Mógłbym wiedzieć, gdzie zamierzasz podjąć staż?
- Nie, ponieważ sama tego jeszcze nie wiem.
- Doprawdy? Zdarzyło mi się dziś zerknąć na listę i przy twoim nazwisku widnieje taki napis: PGE SKRA Bełchatów - świdrował mnie wzrokiem.
- Słucham?! - zaśmiałam się. Zaczęłam układać sobie w głowie wszystko po kolei i już zrozumiałam o co tu chodzi. - No tak, dziękuję za informację. Ja już pójdę - pośpiesznie opuściłam salę i mijając na holu Weronikę dałam znać, że za moment pojawię się na kolejnych zajęciach. Weszłam do toalety i wyjęłam z kieszeni komórkę.
- Tomek wytłumacz mi jakim cudem przyjęto mnie na staż do SKRY Bełchatów? Masz minutę - po drugiej stronie od razu usłyszałam słowotok brata. On wie, że ze mną nie ma żartów.
- Chciałem żebyś wyszła na ludzi, więc wysłałem to CV. Przyjęli cię, ciesz się. Poza tym...
- 45 sekund - spojrzałam na zegarek na moim lewym nadgarstku.
- Zawsze chciałaś być blisko siatkówki i spełniać się w zawodzie. Nie ma nic piękniejszego...
- 20.
- Wielu studentów marzy o takim stażu. Pomyśl jakie potem będziesz miała doświadczenie. Będziesz przebierać w propozycjach pracy.
- A co jeśli sobie nie poradzę? - oparłam się o umywalkę spoglądając w lustro.
- Ty zawsze dajesz radę. Najlepsza studentka na roku wątpi w swoje możliwości?! Lexon nie załamuj mnie.
- Wiesz brat, ty to świr jesteś - zgarnęłam torbę z parapetu i zarzuciłam przez ramię. - Kiedy już mnie wywalą na zbity pysk to przyjedziesz do Bełka z reklamówką czekolady i kratą piwa.
- Po czekoladzie dostajesz ADHD, więc nie ma mowy. Pa młoda.
Po zajęciach odebrałam z dziekanatu dokumenty, gdyż musiałam zameldować się w klubie. Wizja pracy ze SKRĄ nie przypadła mi do gustu, ale cóż...Ja będę tylko przywracać do formy siatkarzy, a nie kibicować.
Zauważyłam Weronikę zmagającą się z wieżą podręczników wyniesionych ze szkolnej biblioteki.
- Wera odwieźć cię do domu? Jadę na Dąbrowskiego.
- Z nieba mi spadłaś - przyjaciółka od razu odłożyła książki na tylne siedzenie auta.
- Wspieraj mnie mentalnie, bo jadę do SKRY - oparłam czoło o kierownicę.
- Nędzny żart. Gdzieś koło Energii jest psychiatryk, ale czemu mnie to nie dziwi.
- Żartuj sobie - zerknęłam w boczne lusterko. - Od dziś będę spędzać dnie z tymi twoimi jak im tam? Mariuszkiem, Bartusiem, Karolkiem - poruszałam brwiami z cwanym uśmieszkiem. Mogłam nie posuwać się do aż tak drastycznych czynów. Wera zaczęła krztusić się gumą do żucia.
- Żyjesz? - zatrzymałam auto.
- Ja tak, ale ty nie - wbiła we mnie swoje szare oczęta. - Dlaczego mi nie powiedziałaś?! Ja się pcham po autografy do Kurka, tracę zdrowie i nerwy, a tu obok siebie mam osobę z takimi znajomościami. Szok i skandal!
- Skończyłaś? Jedziemy. - odpaliłam auto i wróciłam na trasę. - Tomek za moimi plecami wysłał CV do klubu i mnie przyjęli. Dowiedziałam się o tym dokładnie trzy godziny temu.
- Zazdroszczę ci - przyjaciółka pokręciła z uznaniem głową. - Ja zaczepiłam się w szpitalu.
- Werka, ale ja nie lubię SKRY. Tym bardziej tego całego Kurka. Chłopak jest bogaty, bo zagrał w reklamie, gdzie żarł Monte i myśli, że może wszystko. Przejmuję się jak wszyscy mnie przyjmą. Jestem tylko dziewczyną studiującą fizjoterapię, która mieszka w ciasnej klitce i w weekendy dorabia sobie myjąc okna starszym ludziom na osiedlu - pogodna chyba zaczęła wspierać mój zły humor, bo zaczęło padać. Uruchomiłam wycieraczki.
- Lenka, posłuchaj mnie. Po pierwsze nie mów tak o Bartku, bo go nie znasz. Po drugie jesteś studentką fizjoterapii mieszkającą w ciasnej klitce, która dorabia sobie w weekendy myjąc okna staruszkom, ale : teraz uwaga! - podniosła dłoń w górę. - Ta piękna, inteligentna i silna dziewczyna poświęca wolny czas udzielając się w fundacji i do tego jest najlepsza na roku. Nie muszę chyba wspominać o wielbicielach, którzy wodzą za tobą wzrokiem. W tym Szymon.
- Oj nie, Wera. Tylko nie Szymon - jęknęłam.
- Co nie? Nie rozumiem czemu wy się rozstaliście. On wpatrzony w ciebie jak obrazek, zakochany, a ty go trzymasz z dala od siebie.
- W tym przypadku z przyjaźni miłości nie zrobisz. Trochę głupio jest całować się z kimś kogo traktujesz jak brata, nie sądzisz?
- Może i tak...
- Dobra, jesteś w domu - zatrzymałam samochód nieopodal mieszkania przyjaciółki. - Teraz idę poznać tych wyrostków bełchatowskich. Niech tylko przyjdą na masaże to się policzymy.
- Cicho bądź, bo mam zbreźne myśli - brunetka zatrzasnęła drzwi i pobiegła do domu.
- Och, sorry - zakończyłam dialog z udawanym przejęciem mówiąc do siebie i ruszając do klubu.
Na parkingu przed halą było sporo samochodów. Pewnie właśnie odbywał się trening. Przygotowania do PlusLigi już się zaczęły. Krążyłam po placu szukając wolnego miejsca. Wypatrzyłam jedno, ale dostęp do niego uniemożliwiał mi jakiś wielkolud. Jechałam za nim bardzo powoli, aż w końcu postanowiłam coś z tym zrobić.
- Uwaga bo zrobię z tyłka garaż - zaśmiałam się wychylając przez opuszczoną szybę. Chłopak z kapturem na głowie szybko odskoczył na bok. W lusterku ujrzałam tylko jak zatrzymuje się, a potem dobiegł mnie jego głośny śmiech.
Chwyciłam torebkę i pobiegłam do budynku unikając konfrontacji z deszczem.
Odnalazłam biuro i zapukałam do dębowych drzwi. Zostałam miło powitana przez mężczyznę, który wczoraj towarzyszył mi w udzielaniu pomocy chłopcu. Pan Tadeusz (przyznaję, że miałam od razu skojarzenie z napojem alkoholowym, a dopiero potem epopeją Mickiewicza) okazał się fizjoterapeutą.
- Cieszę się, że będę współpracował z tak kompetentną osobą. Chodź Lena, poznasz chłopaków i trenera - ruszyłam za nim w dobrze znanym mi kierunku. Wyszliśmy na halę, gdzie rozciągała się część siatkarzy.
Mój wzrok od razu napotkał Jego niebieskie tęczówki wpatrzone z zaciekawieniem we mnie...
Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Cześć, jestem Lena.
________________________________________________________
Enjoy ; )
Kurczę no ... w takim momencie ;///
OdpowiedzUsuńChyba prędzej się powieszę niż doczekam na następny rozdział :D
Cudowny i mega ciekawy .
Czekam na następny <3
P.S Informuj pod ostatnią notką :)
PS 2 . Nie daj się Kochanie chorobie :* <3
OdpowiedzUsuńDawaj i walcz ! :D
W TAKIM MOMENCIE ?!!
OdpowiedzUsuńzabic to malo XD
dawaj szybko nastepny :P
Pozdrawiam, K. :)
Zabić cię? Czemu w takim momencie to zakończyłaś? No zabije
OdpowiedzUsuńHeroiczność czwarta- Stan zdrowia Łucji z godziny na godzinę diametralnie się zmienił. Przy niej dziwnym zbiegiem okolicznośći pojawił się młody przyjmujący Skry. Co z tego wynikło? Czemu Łucja 'pluje' krwią? Czy młoda dziewczyna wyjdzie z tej opresji cało? Wszystkiego dowiesz się w nowym rozdziale na którego serdecznie zapraszam heroicznanaiwnosc.blogspot.com
Pozdrawiam Anka