Samotność. Pojęcie to nie zawsze oznacza brak przyjaciół. Chociaż nie, samotność to chyba złe określenie mojego stanu. Lepiej pasuje 'zagubienie'. Cały czas o coś walczę, ale nie wiedzę celu. Brak mi motywacji. Wszystko straciło sens. Pomóż mi się odnaleźć. Proszę.
Wraz z początkiem października zaczęłam drugi rok studiów. Nie paliło mi się do całonocnego zakuwania, ale do zajęć praktycznych. Przyznaję, że wracając na uczelnię czułam presję. Byłam najlepszą studentką na roku i teraz oczekiwano powtórki z rozrywki.
We wtorkowe popołudnie do mieszkania wróciłam śpiąca i obładowana podręcznikami, które wypożyczyłam z biblioteki. Stanęłam przed drzwiami i rozpoczęłam poszukiwanie kluczy w torbie. W pewnej chwili ktoś wyjrzał mi na przywitanie.
- Tomek! - kilka książek upadło na ziemię, a ja przytuliłam brata.
- Wszystkiego najlepszego z okazji 20 urodzin siostra - powiedział, po czym wręczył mi upominek.
- Co to jest? - zajrzałam do zielonej torebeczki. - Nie, najpierw mów mi jak udało ci się wyrwać z Rzeszowa?
- Najpierw wejdź w końcu do swojego mieszkania i chodź na herbatę, bo wystygnie - udaliśmy się do kuchni, gdzie na stole parowały kubki z cytrynowym płynem.
- Otwórz w końcu ten prezent - brat podsunął mi torebkę. Wyjęłam z niej srebrny, delikatny łańcuszek z zawieszką w kształcie malutkiego serduszka.
- Tomek, ale jak to? - chwilowo odebrało mi mowę. - Przecież zerwałam go, a potem zgubiłam. To niemożliwe - zaczęłam obracać w rękach przedmiot. Naszyjnik był prezentem na 18 urodziny od rodziców. W dniu urodzin widziałam ich ostatni raz. Następnego dnia z samego rana wyjechali w delegację do Włoch i już nie wrócili.
- Iga znalazła go jakiś czas temu pod kanapą w naszym domu, kiedy robiliśmy remont. Okazało się, że można go jeszcze naprawić i trochę odświerzyć. Chyba było warto czekać do dnia urodzin, żeby zobaczyć twoją reakcję. Poza tym to w końcu się uśmiechasz, ale tak szczerze.
- Dziękuję - wstałam i mocno go przytuliłam.
- Nie rozpakowałaś jeszcze wszystkiego - wskazał na prezent, a ja ponownie sięgnęłam do torebeczki. Wyjęłam z niej dwa bilety na mecz Resovi i Skry.
- Wariat - zaśmiałam się. - Wiesz, że nie znoszę Skry Bełchatów - pomachałam mu przed nosem kartką.
- Za to kibicujesz Resce, więc przebieraj się w koszulkę meczową, maluj czy co tam musisz zrobić i lecisz na halę - Tomek zgarnął kubki do zlewu.
- Nie gniewaj się, ale wolałabym obejrzeć ten mecz na kanapie w domu. Taki miałam plan.
- Więc będziesz musiała go zmienić - wtem rozległ się dzwonek do drzwi.
- Nie spodziewam się nikogo - ruszyłam otworzyć. W progu stała Weronika i od razu rzuciła się na mnie składając życzenia i wręczając butelkę Jack'a Daniels'a.
- Ty jeszcze nie gotowa?! Szybciej Lena, bo się spóźnimy - przyjaciółka wepchnęła mnie do łazienki.
- Chwilka. Jak to my? - podkreśliłam ostatnie słowo.
- Drugi bilet jest dla Werki geniuszu - Tomek zmierzwił moje długie włosy.
- Ukartowaliście to - pogroziłam im palcem i zamknęłam się w łazience. Szybko poprawiłam delikatny makijaż, umyłam zęby, ułożyłam włosy i wcisnęłam się w koszulkę Krzyśka Ignaczaka z numerem 16.
Po wejściu na halę usiadłyśmy z Werką obok siebie. Musiało wyglądać to komicznie, ponieważ ona miała na sobie koszulkę Skry z nazwiskiem Winiarski, a ja przeciwnej drużyny. Było jeszcze prawie pusto, więc nie rozumiem dlaczego tak się śpieszyłyśmy.
- Wera, popatrz - pociągnęłam ją za ramię. Ona jak zwykle flirtowała już z jakimś chłopakiem siedzącym obok niej.
- Lenka ja zawieram nowe znajomości - wkurzyła się przyjaciółka.
- Widzisz? Jakub Jarosz obok rozgrzewających się bełchatowian. Kontuzjowany jest, więc pewnie przyjechał popatrzeć na mecz. Ale mamy szczęście! Pujdziemy po autograf!
- Mnie bardziej interesuje ten pan stojący po jego prawej stronie i rozgrzewający sobie nadgarstki - brunetka utkwiła wzrok w jednym z zawodników. Pomachałam jej dłonią przed oczami.
- Znowu masz zawiechę - westchnęłam. - Ej, zaśpiewam ci coś - gwałtownie się do niej odwróciłam. - Mamy żółte serca, w których płynie czarna krew, bo to Skra Bełchatów, bo to Skra Bełchatów jest! - zaczęłam powtarzać, a Weronika głośno się śmiała. Dobrze wiedziała, że nie znoszę tego klubu i robię to ironicznie. Następnie ona zaczęła wykrzykiwać.
- Mistrz! Mistrz! Re-so-via! - udawałam, że jej nie znam i tylko się uśmiechałam wypatrując Jarskiego od którego postanowiłam wyciągnąć autograf.
perspektywa siatkarzy
Piotr Nowakowski, Bartosz Kurek i Jakub Jarosz rozmawiali na temat Reprezentacji. W pewnej chwili Bartek stojący obok Jarskiego zatrzymał wzrok gdzieś na trybunach.
- Chłopaki - zaczął Kurek. - Właśnie ujrzałem moją przyszłą żonę - przyjmujący nie odrywał wzroku od szatynki, która śpiewała coś do siedzącej obok niej dziewczyny.
- Teraz mu laski w głowie przed meczem. Puknij się w dekiel - zbeształ go Jakub.
- No to która to? - Piotr nie ukrywał dłużej ciekawości tym bardziej, że jego przyjaciel stał jak słup soli.
- Widzisz tą szatynkę w długich prostych włosach, o zajebistym uśmiechu, która teraz się tu patrzy? O Boże ona się patrzy tutaj! Patrzy się? - Kurek zaczął zachowywać się jak zakochana nastolatka.
- Nawet jeśli tak to na pewno nie na ciebie Bartuś. Ma koszulkę Resovi, więc mam przewagę. Przykro mi - Nowakowski wrócił do ćwiczeń.
- Piotrek ma rację. Ona nigdy na ciebie nie poleci. Zresztą wcale się tu nie patrzy tylko gdzieś tam dalej. Masz zwidy - Jarski machnął mu przed oczami kulą na której się podpierał.
- A na ciebie niby poleci. Zjeżdżaj Jarosz - Bartek wyminął kumpla i sięgnął po butelkę wody.
- Jak można na mnie nie polecieć? - Kuba potarł ręką swój zarost, a Kurek tylko przewrócił oczami.
perspektywa Leny
W drugim secie meczu myślami byłam już w domu. Ostatnio coraz częściej zaczęłam wychodzić na miasto, ale mecz nie był najlepszym pomysłem. Nie mogłam skupić się na grze i cieszyć z prowadzenia Asseco. Marzyłam o tym, aby zaszyć się w łóżku z gorącą czekoladą i czytać o tkankach i mięśniach.
- No Lena, Skra pewnie dała twoim fory, bo nie chcieli ci psuć prezentu urodzinowego - Weronika jak coś powie to nie wiadomo, czy się śmiać, czy przywiązać się do krzesła elektrycznego.
- Takie tam 3:2 - wzruszyłam zadowolona ramionami i zaczęłam ciągnąć przyjaciółkę na dół.
- Co ty robisz? Nie możemy tam zejść. Ochrona nas wywali - zaczęła panikować, kiedy prowadziłam ją w stronę Jarosza, którego upolowałam wzrokiem.
- Serio? Jesteśmy takie YOLO - zironizowałam.
- Coś ty taka krejzolka sie dzisiaj zrobiłaś? Na mecz wyszła, do Jarosza się pcha. Jakbym widziała Lenę sprzed dwóch lat.
- Nie poruszaj tematu sprzed dwóch lat.
- Sory - powiedziała cicho skruszona. - Lenka, tam jest Bartek Kurek! Ja chcę tam! Tam! - Weronika zaczęła podskakiwać w miejcu.
- Że kto?! Kurek? Dziewczyno oszczędź mi cierpienia. Wbił nam asa pod koniec tie break'a przez co niemal dostałam zawału. Idź sobie sama - popchnęłam ją w stronę jej idola, a sama nieśmiało zaczepiłam Kubę.
- Dzień dobry. Można prosić o autograf? - uśmiechnęłam się delikatnie.
perspektywa siatkarzy
Kurek z Jaroszem patrzeli na siebie z otwartymi ustami i wytrzeszczonymi oczami. Nie mogli uwierzyć, że dziewczyna, która przyciągnęła ich uwagę, a w szczególności Bartosza do nich podeszła.
- Pe-pewnie - zająknął się Kuba. Kurek w tym czasie złożył podpis w zeszycie brunetki. Chciał odezwać się do dziewczyny, która wpadła mu w oko już przed meczem, ale ona szybko odwróciła się i zniknęła w tłumie.
- Matko jedyna - Kurek błądził wzrokiem po hali.
- Miałeś rację. Cudowna - Jarski zamknął oczy i uśmiechnął się.
- Jakub opanuj się. Ja ją pierwszy zobaczyłem i mam do niej prawo. Pamiętasz jak się umawialiśmy?
- Przecież wiem. Ja mam w domu żonę cieciu - zreflektował się Kuba. - Ona i tak nie będzie twoja, bo właśnie przepadła na zawsze - stwierdził Jarski wskazując na drogę, która podążyła tajemnicza szatynka.
- Ja ją muszę znaleźć - Kurek zarzucił ręcznik na ramiona i udał się do szatni.
perspektywa Leny
Podążałam już do wyjścia, kiedy obok mnie pojawiła się Wera. Wyglądała na szczęśliwą, więc pewnie zdobyła autograf tego jej Kurka.
- Hej piękna, patrz co mam - pokazała mi zeszyt z upragnionym podpisem.
- Super, gratuluję - uśmiechnęłam się. Nie wszystkich trzeba lubić, ale powinno się szanować. - Jejku jaki tłok. Robi się duszno - powachlowałam notesem. Wtem dobiegł mnie krzyk jakiejś kobiety, a tłum znacznie się poruszył. Usłyszałam tylko prośbę o pomoc. Zaczęłam przeciskać się w stronę centrum wydarzeń. Adrenalina zadziałała i szybko dotarłam na miejsce. Ujrzałam na oko ośmioletniego chłopca leżącego na parkiecie, a jego mama starała się go ocucić.
- Proszę się odsunąć - odgoniłam ręką gapiów. - Hej mały, słyszysz mnie? - ułożyłam dłoń na klatce piersiowej chłopca i zaczęłam do niego mówić. Nie reagował.
- Choruje na coś? - zwróciłam się do płaczącej kobiety.
- Ma cukrzycę. Takiej zapaści nie miał jeszcze nigdy - mówiła przez łzy.
- Dajcie lekarza! - krzyknęłam do tłumu. Przyklęknął przy mnie mężczyna, którego skądś kojarzyłam. Jeśli się nie mylę to fizjoterapeuta Skry Bełchatów.
- Medyk już w drodze do domu. Zaraz będzie karetka - oznajmił pomagając ułożyć mi chłopaka w pozycji bezpiecznej.
- Cholera - zaklnęłam pod nosem. Gdy wydawało się, że dziecko zaczyna się wybudzać wystąpiła nagle wysoka gorączka. Wymieniłam porozumiewawcze spojrzenia z fizjoterapeutą i oparłam głowę chłopca na moich kolanach. Mówiłam do niego, aby nie zasypiał. Mężczyzna wybiegł przed halę, aby pokierować lekarzy. Nagle usłyszałam nad sobą czyjś głos. Był znany, ale nie wiedziałam skąd.
- Mogę pomóc? - ktoś stał nade mną, a ja nawet się nie odwróciłam. Całą uwagę skupiłam na dziecku.
- Proszę rozgonić ludzi, bo nie ma dostępu powietrza - już po chwili zrobiło się więcej miejsca. Kątem oka widziałam tylko czarno żółte koszulki i również zawodników Resovi. Rozganiali tłum. Mały zaczął otwierać oczy i pytać się o mamę. Głaskałam go po głowie i uspokajałam. Następnie opiekę nad nim przejął lekarz z pogotowia. Zabrano go do szpitala. Stałam ocierając czoło. Byłam zdenerwowana nie ratowaniem malucha, ale nieobecnością medyka. Jeszcze kilkudziesięciu kibiców obu drużyn kręciło się obok mnie i pytano jak się czuję. Zobaczyłam lekarza podbiegającego w naszą stronę.
perspektywa siatkarzy
- Przedstawienie czas zacząć - szepnął Wlazły stojący obok.
- Witam pana doktora. Jak dobrze, że pan jest. O, spóźnił się pan? Jaka szkoda. Nie ma to jak pojechać do domu przed czasem, hm? No tak kolacja by wystygła, a co tam dziecko z zagrożeniem życia. Naleśniki ważniejsze - dziewczyna starała się mówić spokojnie, ale jej głos drżał i powstrzymywała się przed wybuchem gniewu. - Gratuluję odpowiedzialności. Żegnam pana - siatkarze patrzyli jak dziewczyna wyminęła lekarza i szybkim krokiem ruszyła do wyjścia.
- A wydawała się być taka spokojna i niewinna - zamyślił się Kurek.
- Wszystko pięknie, tylko znów ci zwiała - zaśmiał się Nowakowski.
- O cholera - Kurek ukrył twarz w dłoniach i wywołał tym salwę śmiechu Cichego i Jarskiego.
_______________________________________________________________
Zaczęłam pisać, właśnie wykryto mi chorobę, zajebiście. Nwm kiedy kolejny...
Nie chcę rezygnować z siatkówki, bo ona nadaje sens temu wszystkiemu :'( Do napisania wkrótce mam nadzieję.
W końcu hasło "nie mogę przegrać" nabrało dla mnie nowego znaczenia ; ) Eee tam bd grać nawet jeśli bd ściągać mnie pół żywą z parkietu!
Nwm po co Wam to piszę. Przepraszam. Głupia jestem xd
Trzymajcie się. ♥
Wielbię Was ♥
Poprawiacie humor, serio ♥
FV.
Rozdział czytałam z zapartym tchem ! Świetny i nie mogę doczekać się następnego :)))
OdpowiedzUsuńMam nadzieję , że u Cb Kochana będzie lepiej z tą chorobą . Masz rację ! Graj i walcz dopóki możesz , pokonasz wszelkie przeciwności jak nasza bohaterka ;))
Czekam na następny .
I love <3
:*********************************************
Cieszę się, że Ci się podoba ; )
UsuńMiałam właśnie Cię poinformować, a tu patrzę, że wyprzedziłaś mnie komentując. Haha < 3
; **