sobota, 12 października 2013

"On po prostu uwielbia mnie uwielbiać".

Czasem wydaje się nam, że jesteśmy zakochani. Uśmiechamy się na widok tej osoby, układamy w głowach sytuacje, które prawdopodobnie nigdy się nie wydarzą. Wyobraźnia daje nam możliwość bycia kim chcemy, z kim tylko chcemy i gdzie chcemy. Najgorzej jest, gdy widzisz ją/go z tym/tą innym/inną. Coś rozrywa cię od środka, ale zaciskasz zęby i mówisz sobie "dam radę''. Przecież do miłości potrzebne są dwie osoby, nie jedna. W przeciwnym razie to nie była miłość.

Biegałam po mieszkaniu pokonując trasę między łazienką, a kuchnią. Budzik mnie zawiódł i nie zadzwonił. Kiedy już byłam gotowa do wyjścia stanęłam przed drzwiami i rozejrzałam się dookoła. Coś było nie tak.
- Teczka! - pobiegłam do sypialni i wyjęłam z komody żółtą aktówkę. Chwyciłam ją pod ramię i wybiegłam zatrzaskując głośno drzwi mieszkania. Przy wyjściu otarłam się o Szymona.
- Cześć! - klepnęłam go w ramię i zbiegłam z ostatnich schodków.
- Cześć. Lena słuchaj... - przeczuwałam, że pewnie chciał porozmawiać o wczorajszej sytuacji.
- Szymek spieszę się do pracy. Wszystko rozumiem. Pa! - wsiadłam do auta i z piskiem opon ruszyłam na halę.

O godzinie  9.00 byłam już na miejscu. Zaparkowałam w tym samym miejscu co wczoraj. Truchtem pobiegłam do wejścia. 
Starałam niezauważona dostać się do gabinetu. Dochodziły mnie już głosy piłek odbijanych przez siatkarzy i gwizdki trenera. Minęłam gabinet statystyka, z którego wyszedł właśnie jeden z zawodników.
- Spóźnienie w pierwszym dniu pracy? Ciekawie się zaczyna - Kurek przywitał mnie niezbyt miło.
- Nic nie widziałeś - machnęłam mu ręką przed oczami. 
- Urocze - usłyszałam jego słowa, kiedy kierował się na salę. Zaśmiałam się cicho i weszłam do gabinetu numer 3. Zdziwiłam się nieobecnością mojego mistrza - Pana Tadeusza. Wzruszyłam ramionami i rozpakowałam moje rzeczy na biurku. Właśnie usiadłam przy laptopie, aby zapoznać się z kartami zdrowia zawodników, kiedy do pomieszczenia wpadł zdyszany fizjoterapeuta.
- Lena wybacz mi to spóźnienie. Żona wyjechała do teściów i nie miał mnie kto obudzić. Jeszcze te poranne korki - fizjoterapeuta wyjął klubowy dres z szafy i poszedł za parawan, aby się przebrać. Spóźnienie uszło mi na sucho. Cała sytuacja była zabawna.
- Nic się nie stało. Do tej pory spokój, wszyscy cali i zdrowi - chyba wykrakałam nieszczęście, bo ktoś zapukał do drzwi. Próg przekroczył sam Bartosz Kurek, który kilka minut temu wyśmiewał się z mojego spóźnienia.
- Zrobiłem coś z barkiem. Pomocy - burknął zasmucony trzymając się za lewe ramię.
- Lena weź zerknij co się stało, a ja idę po resztę na badania wydolnościowe - Pan Tadziu zgarnął z biurka plik dokumentów. - I jak możesz to zachowaj moje spóźnienie dla siebie, dobrze? - puścił mi oczko.
- Pewnie. Tajemnica państwowa - uśmiechnęłam się, a potem zostałam sama z Kurkiem krzywiącym się z bólu. - Siadaj - wskazałam na krzesło i założyłam rękawiczki.
- Napraw mnie, bo zależy mi na zagraniu w piątkowym meczu - Bartek próbował rozluźnić swoją rękę, ale próby kończyły się fiskiem.
- Ok. Powiedz dokładnie co się stało - poleciłam Bartkowi, aby przedstawił całą sytuację, a ja zapisywałam wszystko na kartce.
- Ćwiczyliśmy atak, wystawa była niedokładna, ale chciałem to skończyć i zbiłem lewą ręką. Coś poszło nie tak, bo poczułem jak wszystko się naciąga, a potem nie mogłem nawet podnieść ręki.
- Dobra, ściągnij koszulkę - wstałam i stanęłam za przyjmującym.
- Robi się - zaśmiał się cwaniacko, ale puściłam to mimo uszu przewracając oczami. Kiedy Kurek uporał się już z ubraniem zajęłam się jego barkiem.
- Boli jak podnoszę? - chwyciłam jego ramię i rozpoczęłam badanie.
- Powiedzmy, że tak dziwnie pociąga.
- Co cię pociąga? - zdziwiłam się przerywając kombinacje.
- No mięśnie. Chyba, że to ty - wyszczerzył się, a ja wykonałam poker face.
- Z pewnością - syknęłam i uniosłam jego ramię do góry.
- Auuu - jęknął z bólu. Uśmiechnęłam się z satysfakcją.
- I co tu z tobą zrobić, hm? - podparłam ręce pod boki. - Wiem. Kładź się - przeszliśmy dalej, a Bartosz wyłożył się na kozetce. 
- Podoba mi się - stwierdził, gdy zaczęłam masaż na jego barku, o który tak bardzo się bał. Przewrażliwiony sportowiec.
- Bardzo mnie to cieszy, ale następnym razem uważaj trochę. Mimo wszystko nie chciałabym cię tu ponownie wkrótce składać.
- Sport to zdrowie - zironizował. 
- Starczy na dziś. Wracaj na salę, bo na wydolnościowe dzisiaj cię nie puszczę. Za świeży uraz - rzuciłam mu koszulkę z numerem 7 i zdjęłam rękawiczki.
- Ale mogę grać, tak? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Pewnie. Przyaktorzyłeś trochę, bo nic poważnego tu nie widzę. Będziesz żył - zajęłam się wpisem do jego karty zdrowia.
- Super. Normalnie teraz bym cię z chęcią ucałował, ale muszę iść grać w siatkówkę. - Spojrzałam na niego zza monitora i machnęłam ręką, żeby już poszedł. 
- Całe życie z wariatami - wymamrotałam tworząc opis "choroby" gwiazdy Polsatu.

Pomaszerowałam do gabinetu, gdzie siatkarze przechodzili testy wydolnościowe. Przyglądałam się pracy Pana Tadeusza i chłopakom, którzy biegali na bieżni z kabelkami przyczepionymi do klatki piersiowej.
- Lena pomożesz mi - terapeuta zwrócił się do mnie wyrywając tym samym z transu. - Zapisuj wszystkie pomiary i postaraj się zrobić to dokładnie.
- Dobrze - zabrałam się za robotę i nim się spostrzegłam uwinęliśmy się z całym programem. 
Gdy opuszczaliśmy salę badań fizjoterapeuta przypomniał sobie o porannym urazie Bartosza Kurka.
- Słuchaj Lena, co z Bartkiem? - zatrzymaliśmy się przy wyjściu.
- Nic groźnego - machnęłam ręką. - Nadwyrężył mięsień, ale po masażu jutro powinno obyć się bez bólu.
- Całe szczęście. Ale zalecam wykonanie badania krwi. Sprawdzisz, czy nie ma stanu zapalnego. Lepiej nie ryzykować.
- Już się robi. - pewnym krokiem ruszyłam do gabinetu fizjoterapeutycznego.
- Ale zaczekaj! - Pan Tadeusz zatrzymał mnie w połowie drogi. - Najpierw wymaglujemy kostkę Kłosa. Za moment go przyprowadzę, a ty przygotuj sprzęt.
- Okey.

- Dzień dobry. Przyszedłem na masaż - Kłos wszedł jak do siebie i wyłożył się na kozetce. Wyjrzałam zza komputera odrywając się od papierkowej roboty.
- Widzę. Wszystko już na ciebie czeka - podeszłam do niego i rozciągnęłam w rękach przyrząd do ćwiczeń. Jego wzrok wydał mi się lekko wystraszony. - Ej, nie bój się mnie. Chcę ci pomóc, a nie zaszkodzić. - Rozpoczęłam wstępne badanie.
- Oddaje się w twoje ręce - podparł głowę ramionami i pozwolił się rehabilitować. - O, co to? - chwycił narzędzie leżące na stoliczku obok.
- Jeny Karol - odebrałam mu przedmiot. - Nie baw się tym. To nie twoje.
- No przepraszam. Chciałem obejrzeć tylko - jasne. A przy okazji upierdzieliłby sobie pół palca ostrzem.
W trakcie masażu zjawił się Pan Tadeusz, który instruował mnie w dalszym leczeniu. W pierwszym dniu pracy zostałam wystawiona na ciężką próbę, ponieważ fizjoterapeuta stwierdził, że świetnie sobie radzę i zerwał się wcześniej do domu. 
Usztywniłam właśnie kostkę Kłosa, kiedy przypomniałam sobie o zleconych badaniach krwi Kurka.
- Karol poproś do mnie Bartosza jakbyś mógł. To ważne.
- Kurasia? No pewnie, powiem mu, żeby przyszedł - był dziwnie zadowolony. Po wyjściu siatkarza uprzątnęłam miejsce pracy.


perspektywa siatkarzy

Siatkarze wykonywali właśnie ostatnie ćwiczenia. Trenowali zagrywkę. Kłos dołączył do kolegów i usiadł obok Kurka, który zbierał z parkietu swoje rzeczy. Trening dobiegał końca.
- Kuraś mam dla ciebie wiadomość, która odmieni twoje życie - Kłos był wyraźnie podekscytowany.
- Znowu oznajmisz mi, że Nicki Minaj jest biseksualna? - Bartek zarzucił na ramię torbę treningową.
- Skąd wiesz? Mówiłem ci o tym? - zamyślił się, a Kurek wykonał facepalm i ruszył do wyjścia. - Czekaj. Lena kazała ci przyjść do niej - na te słowa Kurek od razu zatrzymał się i wykonał zwrot w stronę Karola.
- Serio? Po co? - uśmiechnął się.
- Bo ja wiem. Idź to się dowiesz. A, mówiła, że to ważne. - dodał na odchodne środkowy i zniknął w szatni.
Pełen ciekawości Kurek postanowił natychmiast odwiedzić gabinet dziewczyny.

perspektywa Leny

Usłyszałam ciche pukanie do drzwi i po chwili ujrzałam postać Kurka.
- Dobrze, że jesteś. Muszę pobrać ci krew - wyjęłam z szafki strzykawkę i waciki.
- Myślałem, że czeka mnie coś przyjemniejszego - zamknął za sobą drzwi.
- Nie narzekaj tylko dawaj łapę - wyciągnęłam rękę czekając aż Bartek da się w końcu przekonać do podwinięcia rękawa bluzy.
- Tylko delikatnie - usiadł na fotelu i zrobił minę przypominającą kota ze Shreka.
- Kurek bądź mężczyzną - klepnęłam kilka razy jego skórę aby się zarumieniła. Wbiłam igłę, a siatkarz o dziwo wcale nie odwrócił wzroku tylko czułam jak ciągle mi się przygląda.
- Gotowe. Przytrzymaj sobie - przytknęłam do miejsca gazik i zabezpieczyłam próbkę.
- Dlaczego ty mi to robisz? - Kurkowi nie spieszyło się opuścić gabinet. Dalej siedział na miejscu i oglądał miejsce po ukłuciu.
- Muszę sprawdzić poziom OB. Jeśli będzie powyżej 15 oznacza to stan zapalny. - zdjęłam rękawiczki i wrzuciłam je do kosza. - Mogłeś nie szaleć na treningu.
- Musiałem, bo trening czyni mistrza. Patrz chyba już krew nie leci - rozprostował zgięcie w łokciu i chuchnął na nie.
- Naprawdę? Jeśli potrzeba to przykleję ci różowy plasterek z Kubusiem Puchatkiem - zironizowałam pakując swoją torebkę. Właśnie kończyłam pracę.
- Właściwie to już nie szczypie - Kurek również zgarnął swoje rzeczy widząc, że szykuję się do wyjścia. Gabinet opuściliśmy wspólnie.
- Czemu za mną idziesz? - odwróciłam się, kiedy usłyszałam za sobą jego kroki.
- Bo idę na parking w tym samym celu co ty - zaśmiał się dorównując mi kroku.
- Aa - bąknęłam. Mogłam się tego domyślić. Poczułam się głupio.

- Czy ty musisz tak szybko chodzić? - Kurek starał się zrównać tempo, ale ja niemal biegłam. 
- Śpieszę się. A tak w ogóle to nie musisz towarzyszyć.
- Ale chcę. - I na tym zakończył się nasz dialog. Znalazłam się przy aucie uprzednio żegnając się z Bartkiem, który zaczynał grać mi na nerwach. Bardzo śpieszyłam się do fundacji. Obiecałam dziewczynom nadrobić w końcu zaległości.
Mając klucze w rękach mój wzrok przykuła przednia opona, z której zeszło powietrze.
- Cholera - kopnęłam w koło wyładowując złość i podparłam się rękoma na masce auta. Kurek, który zaparkował kilka metrów dalej spojrzał w moją stronę.
- Coś się stało? 
- Stało się. Powietrze mi zeszło. Super! - rozłożyłam ręce, a potem przyjrzałam się bliżej sprawie. Zaciekawiony Bartek dołączył do mnie kucając obok.
- Przebita - wskazał na lekko rozcięte miejsce. - Pewnie najechałaś na szkło, albo coś innego.
- Nie najechałam - zaprzeczyłam wstając z klęczek. - Samo się wbiło.
- Kobiety... - zaśmiał się. - Masz zapasowe w bagażniku? 
- Pewnie, że mam. Co to da? Spóźnię się, więc dzwonię po taksówkę - zaczęłam poszukiwanie komórki w torebce.
- Chodź ze mną. Podrzucę cię. Mam po drodze - skinął głową, abym podążyła za nim. 
- Przecież nawet nie wiesz, gdzie jadę - posłałam mu zdziwione spojrzenie. 
- Idziesz? - zapytał nie zatrzymując się. Szybko przeanalizowałam co będzie jeśli nie skorzystam z pomocy Kurka, a co stanie się, gdy to zrobię.
- No dobra - wsiadłam do jego auta na miejsce pasażera obok kierowcy. 
- To gdzie jedziemy? - pomajstrował coś przy radiu włączając płytę. 
- Na Chmielewską - zapięłam pas. Z odtwarzacza popłynęły pierwsze takty piosenki. - Też słuchasz Ostrego?!
_______________________________________________________________
w ten sobotni wieczór oddaje w Wasze ręce kolejny rozdział
co u mnie?
Sulin i Ostry na słuchawkach 
FV.

środa, 9 października 2013

"Co widzisz, gdy patrzysz mi w oczy?"

Mój wzrok od razu napotkał Jego niebieskie tęczówki wpatrzone z zaciekawieniem we mnie... Uśmiechnęłam się delikatnie. - Cześć, jestem Lena.
- Cześć, Bartek - wyciągnął dłoń, a ja uścisnęłam ją delikatnie. Ktoś wepchnął się między nas i szeroko się uśmiechnął.
- Karol - już podawał mi rękę, kiedy przepchnął go inny siatkarz.
- Paweł jestem - uścisnęłam dłoń Zatorskiego. Oni mi się przedstawiają, a ja ich wszystkich znam. Śmieszna sytuacja. Przynajmniej są dobrze wychowani.
- Hej, spokojnie - zaśmiałam się. - Ze wszystkimi zdążę się przywitać.
- Lena, pozwól - Pan Tadeusz przywołał mnie do siebie i zapoznał z trenerem SKRY. Nadszedł czas, aby powiedzieć coś o sobie. Siatkarze usiedli na ławce rezerwowych. Stałam na wprost nich razem z panem Tadziem. Nie znoszę publicznych wystąpień.
- Nazywam się Lena Gabryelczyk i jestem studentką drugiego roku fizjoterapii na Akademii Wychowania Fizycznego w Bełchatowie. Niespodziewanie przyjęto mnie na staż do klubu, więc od dziś będę pomagać w przygotowaniu fizycznym i szkolić się pod czujnym okiem Pana Tadeusza. Mam nadzieję, że będzie się nam miło pracowało i wkrótce nabierzecie do mnie zaufania - zakończyłam z ogromną ulgą. O dziwo na twarzach całego zespołu malowało się zadowolenia. Spodziewałam się zrzędzenia, że jakaś niedoświadczona dziewczyna będzie dbać o ich bezcenne zdrowie.
- Ja tam już ci ufam - odezwał się Kłos.
- Cieszę się - powstrzymywałam się od śmiechu. Wszyscy wlepili we mnie wzrok jak w święty obrazek. To było dziwne uczucie. - Jakieś pytania?
- Ja mam pytanie - zgłosił się Kurek. - Czy będziesz nas masować?
- No tak - zbił mnie z tropu i wprawił w małe zakłopotanie. W końcu zawód fizjoterapeutki do czegoś zobowiązuje. - Poza tym prowadzić też ćwiczenia rozciągające, przeprowadzać badania...
- Czuję, że w końcu wizyty w gabinecie fizjoterapeuty będą czystą przyjemnością. - Bartosz wyłożył się na krześle. - Bez obrazy Panie Tadziu - szybko się zreflektował, gdy napotkał wzrok mężczyzny.
- Złudne nadzieje - westchnęłam i udałam się na przemarsz przez halę z Panem Tadkiem.


perspektywa siatkarzy

 Kurek, Kłos i Zatorski odprowadzili wzrokiem szatynkę. Gdy zniknęła za drzwiami od razu zaczęli szeptać.
- Matko jedyna! To ona! - Kurek prawie padł na kolana składając ręce jak do pacierza.
- Ta co o niej opowiadałeś? - Kłos spojrzał jeszcze raz w kierunku, gdzie oddaliła się dziewczyna.
- Lena - rozmarzył się Bartek. - Lenka. Lena i Bartek. Lena Kurek - przyjmujący zagłębił się w marzeniach.
- Kuraś wracaj do nas - Zati klepnął go w policzek. 
- Patrzcie, nie dość, że ładna to mądra, bo fizjoterapie studiuje. A jeśli dostała się do nas na etat to pewnie dobra jest. - Siatkarze konspirowali na temat nowej terapeutki pod dowodzeniem Kurka.
- Kto jest dobry? - Wlazły wetknął nos w ich kółko graniaste.
- No ta Lena - Kłos oświecił Mariusza.
- Fajna dziewczyna. Bartek widzę ciągnie cię do niej co? - Wlazły odkręcił butelkę z wodą.
- Jak cholera. Nigdy mnie tak nie trafiło na widok jakiejś dziewczyny. Wczoraj na tym meczu to zamiast grać myślałem o niej. Tylko cicho, bo trener usłyszy - Kurek rozłożył się na parkiecie i rozpoczął ćwiczenia rozciągające.
- Masz szczęście Bartek. Jeszcze nie wszystko stracone - Zator wykonał płot siatkarski.
- Głupi ma zawsze szczęście - wtrącił Kłos na co Kurek zgromił go wzrokiem.
- Mam wrażenie, że ona mnie nie lubi. Ale to się zmieni - zawodnicy popatrzeli na Bartka, który już układał w głowie misterny plan przekonania do siebie Leny.

perspektywa Leny

Zapoznałam się z zasadami panującymi na hali i rozkładem treningów siatkarzy. W gabinecie Pana Tadzia znalazło się miejsce i dla mnie. Podobno nowe biurko i szafka czekały na odpowiednią osobę i się doczekały. Otrzymałam klubowe ubranie i zaznajomiłam się z dalszą częścią gabinetu służącą do rehabilitowania zawodników. Pokój badań był również naprawdę bardzo dobrze wyposażony. Pracę miałam rozpocząć następnego dnia co mnie ucieszyło. Siatkarze okazali się być bardzo przyjaźni i zabawni o czym mogłam przekonać się podziwiając ich trening.
- Martwi mnie kostka Kłosa. Dlaczego nie ma usztywniaczy? - zwróciłam się do Pana Tadeusza, z którym siedziałam na trybunach. Podczas gry zawodników opowiadał mi o wymogach każdego z graczy, ich nawykach, sposobie bycia i kilku przypadkach z którymi trzeba ostrożnie postępować. Bywają ludzie bardziej podatni na urazy i mniej.
- Chłopak naciągnął mięśnie, więc musi teraz jest rozluźnić. Warto zaryzykować grając chwile bez zabezpieczenia, niż czekać miesiąc na powrót do formy. - Filozofia Pana Tadzia daje do myślenia. Nie tylko o sporcie, ale też o życiu prywatnym. Chyba, że to moja wyobraźnia jest tak wybujała. 
- W sumie ja też zaryzykowałam podejmując staż w klubie.
- Ty? A to dlaczego? - zaśmiał się doktor.
- Bo to mój brat zrobił mi niespodziankę wysyłając dokumenty. Pewnie sama bym tego nie zrobiła, bo nie miałabym odwagi. Ale przyjechałam potwierdzić ten wybór i nie żałuję. Podoba mi się tu - wyznałam szczerze, gdy akurat Wlazły został zablokowany przed Kurka. Przeszedł przez siatkę i zaczął w żartach mścić się na koledze dźgając go palcem w ramię.
- Dobrze zrobiłaś przychodząc do nas. Nie wątp w to - dodał mi otuchy rozcierając ramię. Obok nas usiadł statystyk, Fabio.
- Nie miałaś czasem brata w Młodej Lidze? 
- Tomek coś tam grywał w siatkę, próbował. Potem był atakującym w jakimś czwartoligowym klubie za czasów studenckich no i po magisterce wyjechał do Rzeszowa. Jest ratownikiem medycznym. - Mój brat grał w siatkówkę, dlatego dzięki niemu pokochałam ten sport.
- Tomasz, no właśnie! - ucieszył się statystyk. - Ja go pamiętam. Zawsze rozstrzeliwał chłopaków. - Zaśmialiśmy się na wspomnienie starych czasów.
- To dla Tomka bardzo prawdopodobne. Zawsze musi być pierwszy i jest niesamowicie zawzięty. Uczył mnie grać w siatkówkę, kiedy miałam 7 lat i nie mógł zrozumieć, że takie małe dziecko nie przebije piłki z dziewiątego metra.
- Grasz czasem? - zdziwił się Pan Tadeusz.
- Bywa, że spotkam się ze znajomymi poodbijać piłkę. W końcu żyję sportem. Gdzie się nie ruszę to siatkówka... - nie dokończyłam wypowiedzi, bo rozpędzona piłka chciała uderzyć prosto we mnie. Wystawiłam rękę przed siebie i odbiłam ją pięścią. Wpadła prosto w ręce Wojtka Włodarczyka. Przyjmujący był lekko zszokowany i myślał, że za moment go ochrzanię. Jednak ja wiedziałam kto za tym stoi. Nasza gwiazda serków.
- Sorry, nie chciałem - Kurek wyciągnął rękę w przepraszającym geście.
- Już ci wieżę - pomyślałam.  


perspektywa siatkarzy

Zawodnicy prowadzili akurat ćwiczenia w parach z piłką stojąc na wskroś boiska.
- Auć, Bartuś. Teraz to nie masz szans - Wlazły dał delikatnie do zrozumienia Kurkowi, że zawalił sprawę.
- Przecież nie chciałem jej walnąć tą piłką. To Wojtek za wysoko podbił i musiałem ją złapać na chujwiesetnym metrze - Kurek chodził nerwowo w miejscu.
- Teraz masz okazję, żeby zagadać. Wypadałoby przeprosić.
- Zator jesteś geniuszem - Kurek był o krok od ucałowania libero.


perspektywa Leny

Trening się zakończył, ale zostałam jeszcze chwilę, aby podpisać dokumenty. Wyszłam z hali i uśmiechnęłam się do siebie, bo w końcu przestało padać. Zaczynało się ściemniać. Ruszyłam w kierunku parkingu. Gdy byłam już blisko auta zauważyłam, że ktoś się o nie opiera tak jakby na kogoś czekał. Zwolniłam kroku przyglądając się postaci. Znów ten zakapturzony cieć, którego prawie rozjechałam.
- Przepraszam, ale chciałabym wsiąść - stanęłam na przeciw niego machając kluczykami.
- Najpierw to ja przeproszę - jego głos sprawił, że zrobiło mi się słabo. Zdjął kaptur, a całe te onieśmielenie minęło i przerodziło się w chęć nawrzucania wyzwiskami w siatkarza.
- Za to, że mnie ustrzeliłeś? Fajnie, ale teraz muszę jechać - chciałam dostać się do drzwi, ale on nie miał zamiaru się przesunąć. Stał dalej z założonymi rękoma.
- Ustrzeliłeś? Fajnie powiedziane - uśmiechnął się spoglądając na mnie z góry, kiedy siłowałam się z klamką. - W każdym razie przepraszam, że niefortunnie skierowałem piłkę na ciebie. Mam nadzieję, że nic ci nie jest.
- No co ty, przecież się obroniłam. Nie pochlebiaj sobie, że atakujesz tak mocno - w końcu udało mi się dostać do auta. - Coś jeszcze? - wychyliłam się przed zamknięciem drzwi.
- Widziałem cię wczoraj na meczu. Cieszę się, że dziś też się spotkaliśmy - uśmiechnął się .
- Boże, co to się dzieje - zatrzasnęłam drzwi i opuściłam szybę. - Myślałam, że w takim natłoku fanów siatkarze nie zwracają uwagi na to komu składają autograf.
- Zazwyczaj. Chociaż ty nie wzięłaś ode mnie autografu - trafnie zauważył.
- Racja Panie Kurek - odpaliłam auto. - Komu w drogę temu kolacja stygnie. Do jutra - zamknęłam szybę i odjechałam. 


perspektywa siatkarzy

Bartek odprowadził wzrokiem jej auto i udał się do swojego samochodu. W środku czekał już Zatorski.
- Gdzie ty się szlajasz Bartek? Do domu chcę - Paweł przeglądał facebooka w iPhonie.
- Byłem przeprosić Lenę i nie wiem co z tego wyszło. Coś tam mówiła o kolacji, że jej stygnie i ... ona mnie nie znosi Zati - Bartek oparł czoło o kierownicę.
- Gdyby ktoś prawie przywalił mi w twarz Mikasą też sympatią był nie pałał.
- Dobra, cicho. Do Jarosza zadzwonię to mi powie co robić - Kurek odpalił samochód i skierował się do mieszkania jego i Zatorskiego.



perspektywa Leny

Weszłam na piętro zmachana i ledwo żywa. Znów spotkałam Szymona, który akurat wrócił do domu.
- Hej księżniczko. Jak dzień? - oparł się o balustradę.
- Męczący, ale pozytywny. Mam robotę, więc może będzie trochę łatwiej w płaceniu czynszu - osunęłam się na schody.
- Chodź na herbatę to wszystko mi opowiesz - pociągnął mnie za rękę i weszliśmy do jego mieszkania. - To gdzie pracujesz?
- Odbywam staż w SKRZE Bełchatów - ziewnęłam siadając na kuchennym krześle.
- Nieźle - zagwizdał z uznaniem. - Ale zaraz, ty ich nie znosisz.
- Brawo - wyszczerzyłam się. - Chociaż nie, wiesz. Siatkarze są spoko, prawie wszyscy - nie mogłam ominąć wyjątku jakim jest Bartosz K. - Sztab też w porządku. Dam radę. Ale pamiętaj, że MISTRZ MISTRZ RE-SO-VIA! - uniosłam ręce w górę, kiedy Szymon postawił na stole kubki z herbatą cytrynową.
- Wariatko cicho - zaśmiał się uciszając mnie. - Pij, dobrze robi przed snem.
- Dzięki. Szymuś jak ty o mnie dbasz - upiłam kilka łyków gorącego płynu. On siedząc obok mnie poczekał aż odstawię kubek i ujął w dłoń mój podbródek. Spojrzał głęboko w moje ciemne oczy, a ja zamarłam bez ruchu. Zaczął się zbliżać. Nie wiedziałam co mam zrobić.
- Szymek, nie - delikatnie go odepchnęłam. - Rozmawialiśmy o tym - ściągnęłam jego dłoń z mojego policzka.
- Co mam zrobić z tym, że nadal nie mogę się tobie oprzeć? Niby wszystko już jest za mną, ale wystarczy, że jesteś blisko i to wraca Lena - zaczął chodzić po kuchni. Skuliłam się na krzesełku.
- Nie wiem Szymon. Ja nigdy nie dawałam ci nadziei, że do sobie wrócimy. Zrozum, że ja ciebie nie kochałam, nie kocham i nie pokocham. Może to okrutne, ale nie mogę cię okłamywać. Rozumiesz? - podeszłam do niego i dostrzegłam w jego oczach smutek wymieszany ze złością.
- Okey, przepraszam. To moja wina.
- Pójdę już, bo mam jutro sporo zajęć. Dobranoc - zabrałam z przed pokoju torbę i udałam się do swojego mieszkania. Liczyłam, że ten dzień zakończy się inaczej. Ciężko jest patrzeć na kogoś, kto cierpi z mojego powodu. Na nic zdały się moje tłumaczenia, aranżowanie randek Szymona z moimi koleżankami. On zawsze chciał mnie, a ja nie czułam nic. Żadnych cholernych motylków, uginających się kolan i przyspieszonego bicia serca. Zrzucałam z siebie ubrania podążając do łazienki. Weszłam pod prysznic, odkręciłam ciepłą wodę i obmyłam z siebie wydarzenia dnia dzisiejszego.

Leżałam i wpatrywałam się w sufit. Deszcz obijał się o szyby. Jesień nadeszła na dobre. Analizowałam wszystko co działo się na hali. Zabawnego Pawła i Karola, miłych facetów ze sztabu, nieudolnego Kurka. Jeszcze się z nim policzę, ale to jutro...
Przewróciłam się na prawy bok okrywając szczelnie kołdrą i zasnęłam.
______________________________________________________________

niedziela, 6 października 2013

"Jestem kobietą – kocham dupków".

Ranek przywitał mnie zaskakująco ładną pogodą. Przeciągnęłam się na łóżku i wstałam, aby przygotować się do wyjścia na uczelnię. Ubrałam się i zaparzyłam mocną kawę. Pośpiesznie zjadłam kilka plasterków suszonych jabłek i wyszłam z mieszkania. Na klatce spotkałam mojego przyjaciela. 
- Hej Szymek! Tak wcześnie na wykłady? - zagaiłam rozmowę.
- Hej, hej - ucieszył się na mój widok. - Zajęcia z jakimś znanym profesorkiem. Studenci informatyki też muszą wcześnie wstawać. - Zeszliśmy schodkami przed blok. - Podwiozę cię - zaproponował.
- Dzięki, ale od kiedy mam własne auto to lubię wozić się po mieście - wyznałam szczerze wyciągając z torby kluczyki. 
- Jak wolisz - pomachał mi na pożegnanie i zniknął między zaparkowanymi autami. 

Drogę na uczelnie umilałam sobie śpiewaniem ulubionych piosenek. Tym razem dojechałam na miejsce bez przeszkód. Przy wejściu do budynku dogoniła mnie Weronika.
- Lena! Jezu! - wydyszała.
- To Lena, czy Jezus? Zdecyduj się - podążyłyśmy w kierunku sali wykładowej, na której za kilka minut miałyśmy zacząć zajęcia.
- Boże, ale ty masz kondycję.
- Wystarczy Lena.
Zajęłyśmy miejsca obok siebie i zaczęłyśmy rozmawiać o wczorajszym meczu. Nawet nie zauważyłyśmy, kiedy pojawił się wykładowca. Po chwili do naszej konwersacji dołączył się znajomy z roku.
- Lenor ale akcja wczoraj była. Dałaś czadu - Dominik z emocji prawie połamał ołówek.
- Ach przestań, bo się zarumienię - zasłoniłam się zeszytem. Na moje nieszczęście profesor od razu zwrócił uwagę na nasze nieuważanie.
- Hulaj dusza piekła nie ma - zwrócił się do nas, a nasza poszarpana trójca święta zdołała wydusić z siebie tylko ledwie słyszalne 'przepraszam'.
Do końca lekcji byliśmy już grzeczni.
Opuszczaliśmy właśnie salę, kiedy zostałam przywołana przez wykładowcę.
- Panno Gabrylczak!
- Gabryelczyk - poprawiłam go podchodząc do biurka ślimaczym krokiem.
- Tak - odchrząknął. - Czy zastanawiałaś się już nad stażem Lena?
- Oczywiście. Przecież to część studiów.
- Mógłbym wiedzieć, gdzie zamierzasz podjąć staż?
- Nie, ponieważ sama tego jeszcze nie wiem.
- Doprawdy? Zdarzyło mi się dziś zerknąć na listę i przy twoim nazwisku widnieje taki napis: PGE SKRA Bełchatów - świdrował mnie wzrokiem.
- Słucham?! - zaśmiałam się. Zaczęłam układać sobie w głowie wszystko po kolei i już zrozumiałam o co tu chodzi. - No tak, dziękuję za informację. Ja już pójdę - pośpiesznie opuściłam salę i mijając na holu Weronikę dałam znać, że za moment pojawię się na kolejnych zajęciach. Weszłam do toalety i wyjęłam z kieszeni komórkę.
- Tomek wytłumacz mi jakim cudem przyjęto mnie na staż do SKRY Bełchatów? Masz minutę - po drugiej stronie od razu usłyszałam słowotok brata. On wie, że ze mną nie ma żartów.
- Chciałem żebyś wyszła na ludzi, więc wysłałem to CV. Przyjęli cię, ciesz się. Poza tym...
- 45 sekund - spojrzałam na zegarek na moim lewym nadgarstku.
- Zawsze chciałaś być blisko siatkówki i spełniać się w zawodzie. Nie ma nic piękniejszego...
- 20.
- Wielu studentów marzy o takim stażu. Pomyśl jakie potem będziesz miała doświadczenie. Będziesz przebierać w propozycjach pracy.
- A co jeśli sobie nie poradzę? - oparłam się o umywalkę spoglądając w lustro.
- Ty zawsze dajesz radę. Najlepsza studentka na roku wątpi w swoje możliwości?! Lexon nie załamuj mnie. 
- Wiesz brat, ty to świr jesteś - zgarnęłam torbę z parapetu i zarzuciłam przez ramię. - Kiedy już mnie wywalą na zbity pysk to przyjedziesz do Bełka z reklamówką czekolady i kratą piwa.
- Po czekoladzie dostajesz ADHD, więc nie ma mowy. Pa młoda.

Po zajęciach odebrałam z dziekanatu dokumenty, gdyż musiałam zameldować się w klubie. Wizja pracy ze SKRĄ nie przypadła mi do gustu, ale cóż...Ja będę tylko przywracać do formy siatkarzy, a nie kibicować. 
Zauważyłam Weronikę zmagającą się z wieżą podręczników wyniesionych ze szkolnej biblioteki.
- Wera odwieźć cię do domu? Jadę na Dąbrowskiego.
- Z nieba mi spadłaś - przyjaciółka od razu odłożyła książki na tylne siedzenie auta. 
- Wspieraj mnie mentalnie, bo jadę do SKRY - oparłam czoło o kierownicę. 
- Nędzny żart. Gdzieś koło Energii jest psychiatryk, ale czemu mnie to nie dziwi.
- Żartuj sobie - zerknęłam w boczne lusterko. - Od dziś będę spędzać dnie z tymi twoimi jak im tam? Mariuszkiem, Bartusiem, Karolkiem - poruszałam brwiami z cwanym uśmieszkiem. Mogłam nie posuwać się do aż tak drastycznych czynów. Wera zaczęła krztusić się gumą do żucia.
- Żyjesz? - zatrzymałam auto.
- Ja tak, ale ty nie - wbiła we mnie swoje szare oczęta. - Dlaczego mi nie powiedziałaś?! Ja się pcham po autografy do Kurka, tracę zdrowie i nerwy, a tu obok siebie mam osobę z takimi znajomościami. Szok i skandal! 
- Skończyłaś? Jedziemy. - odpaliłam auto i wróciłam na trasę. - Tomek za moimi plecami wysłał CV do klubu i mnie przyjęli. Dowiedziałam się o tym dokładnie trzy godziny temu. 
- Zazdroszczę ci - przyjaciółka pokręciła z uznaniem głową. - Ja zaczepiłam się w szpitalu.
- Werka, ale ja nie lubię SKRY. Tym bardziej tego całego Kurka. Chłopak jest bogaty, bo zagrał w reklamie, gdzie żarł Monte i myśli, że może wszystko. Przejmuję się jak wszyscy mnie przyjmą. Jestem tylko dziewczyną studiującą fizjoterapię, która mieszka w ciasnej klitce i w weekendy dorabia sobie myjąc okna starszym ludziom na osiedlu - pogodna chyba zaczęła wspierać mój zły humor, bo zaczęło padać. Uruchomiłam wycieraczki.
- Lenka, posłuchaj mnie. Po pierwsze nie mów tak o Bartku, bo go nie znasz. Po drugie jesteś studentką fizjoterapii mieszkającą w ciasnej klitce, która dorabia sobie w weekendy myjąc okna staruszkom, ale : teraz uwaga! - podniosła dłoń w górę. - Ta piękna, inteligentna i silna dziewczyna poświęca wolny czas udzielając się w fundacji i do tego jest najlepsza na roku. Nie muszę chyba wspominać o wielbicielach, którzy wodzą za tobą wzrokiem. W tym Szymon.
- Oj nie, Wera. Tylko nie Szymon - jęknęłam.
- Co nie? Nie rozumiem czemu wy się rozstaliście. On wpatrzony w ciebie jak obrazek, zakochany, a ty go trzymasz z dala od siebie.
- W tym przypadku z przyjaźni miłości nie zrobisz. Trochę głupio jest całować się z kimś kogo traktujesz jak brata, nie sądzisz?
- Może i tak...
- Dobra, jesteś w domu - zatrzymałam samochód nieopodal mieszkania przyjaciółki. - Teraz idę poznać tych wyrostków bełchatowskich. Niech tylko przyjdą na masaże to się policzymy.
- Cicho bądź, bo mam zbreźne myśli - brunetka zatrzasnęła drzwi i pobiegła do domu.
- Och, sorry - zakończyłam dialog z udawanym przejęciem mówiąc do siebie i ruszając do klubu. 

Na parkingu przed halą było sporo samochodów. Pewnie właśnie odbywał się trening. Przygotowania do PlusLigi już się zaczęły. Krążyłam po placu szukając wolnego miejsca. Wypatrzyłam jedno, ale dostęp do niego uniemożliwiał mi jakiś wielkolud. Jechałam za nim bardzo powoli, aż w końcu postanowiłam coś z tym zrobić.
- Uwaga bo zrobię z tyłka garaż - zaśmiałam się wychylając przez opuszczoną szybę. Chłopak z kapturem na głowie szybko odskoczył na bok. W lusterku ujrzałam tylko jak zatrzymuje się, a potem dobiegł mnie jego głośny śmiech. 
Chwyciłam torebkę i pobiegłam do budynku unikając konfrontacji z deszczem.
Odnalazłam biuro i zapukałam do dębowych drzwi. Zostałam miło powitana przez mężczyznę, który wczoraj towarzyszył mi w udzielaniu pomocy chłopcu. Pan Tadeusz (przyznaję, że miałam od razu skojarzenie z napojem alkoholowym, a dopiero potem epopeją Mickiewicza) okazał się fizjoterapeutą.
- Cieszę się, że będę współpracował z tak kompetentną osobą. Chodź Lena, poznasz chłopaków i trenera - ruszyłam za nim w dobrze znanym mi kierunku. Wyszliśmy na halę, gdzie rozciągała się część siatkarzy.
Mój wzrok od razu napotkał Jego niebieskie tęczówki wpatrzone z zaciekawieniem we mnie...
Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Cześć, jestem Lena.
________________________________________________________

Enjoy ; )

wtorek, 1 października 2013

"Używamy masek żeby ukryć żal i ból... Śmiejemy się ze wszystkiego, a tak naprawdę pęka nam serce".

 Samotność. Pojęcie to nie zawsze oznacza brak przyjaciół. Chociaż nie, samotność to chyba złe określenie mojego stanu. Lepiej pasuje 'zagubienie'. Cały czas o coś walczę, ale nie wiedzę celu. Brak mi motywacji. Wszystko straciło sens. Pomóż mi się odnaleźć. Proszę.

Wraz z początkiem października zaczęłam drugi rok studiów. Nie paliło mi się do całonocnego zakuwania, ale do zajęć praktycznych. Przyznaję, że wracając na uczelnię czułam presję. Byłam najlepszą studentką na roku i teraz oczekiwano powtórki z rozrywki.

We wtorkowe popołudnie do mieszkania wróciłam śpiąca i obładowana podręcznikami, które wypożyczyłam z biblioteki. Stanęłam przed drzwiami i rozpoczęłam poszukiwanie kluczy w torbie. W pewnej chwili ktoś wyjrzał mi na przywitanie.
- Tomek! - kilka książek upadło na ziemię, a ja przytuliłam brata.
- Wszystkiego najlepszego z okazji 20 urodzin siostra - powiedział, po czym wręczył mi upominek.
- Co to jest? - zajrzałam do zielonej torebeczki. - Nie, najpierw mów mi jak udało ci się wyrwać z Rzeszowa?
- Najpierw wejdź w końcu do swojego mieszkania i chodź na herbatę, bo wystygnie - udaliśmy się do kuchni, gdzie na stole parowały kubki z cytrynowym płynem.
- Otwórz w końcu ten prezent - brat podsunął mi torebkę. Wyjęłam z niej srebrny, delikatny łańcuszek z zawieszką w kształcie malutkiego serduszka.
- Tomek, ale jak to? - chwilowo odebrało mi mowę. - Przecież zerwałam go, a potem zgubiłam. To niemożliwe - zaczęłam obracać w rękach przedmiot. Naszyjnik był prezentem na 18 urodziny od rodziców. W dniu urodzin widziałam ich ostatni raz. Następnego dnia z samego rana wyjechali w delegację do Włoch i już nie wrócili.
- Iga znalazła go jakiś czas temu pod kanapą w naszym domu, kiedy robiliśmy remont. Okazało się, że można go jeszcze naprawić i trochę odświerzyć. Chyba było warto czekać do dnia urodzin, żeby zobaczyć twoją reakcję. Poza tym to w końcu się uśmiechasz, ale tak szczerze.
- Dziękuję - wstałam i mocno go przytuliłam.
- Nie rozpakowałaś jeszcze wszystkiego - wskazał na prezent, a ja ponownie sięgnęłam do torebeczki. Wyjęłam z niej dwa bilety na mecz Resovi i Skry.
- Wariat - zaśmiałam się. - Wiesz, że nie znoszę Skry Bełchatów - pomachałam mu przed nosem kartką.
- Za to kibicujesz Resce, więc przebieraj się w koszulkę meczową, maluj czy co tam musisz zrobić i lecisz na halę - Tomek zgarnął kubki do zlewu.
- Nie gniewaj się, ale wolałabym obejrzeć ten mecz na kanapie w domu. Taki miałam plan.
- Więc będziesz musiała go zmienić - wtem rozległ się dzwonek do drzwi.
- Nie spodziewam się nikogo - ruszyłam otworzyć. W progu stała Weronika i od razu rzuciła się na mnie składając życzenia i wręczając butelkę Jack'a Daniels'a.
- Ty jeszcze nie gotowa?! Szybciej Lena, bo się spóźnimy - przyjaciółka wepchnęła mnie do łazienki.
- Chwilka. Jak to my? - podkreśliłam ostatnie słowo.
- Drugi bilet jest dla Werki geniuszu - Tomek zmierzwił moje długie włosy.
- Ukartowaliście to - pogroziłam im palcem i zamknęłam się w łazience. Szybko poprawiłam delikatny makijaż, umyłam zęby, ułożyłam włosy i wcisnęłam się w koszulkę Krzyśka Ignaczaka z numerem 16.

Po wejściu na halę usiadłyśmy z Werką obok siebie. Musiało wyglądać to komicznie, ponieważ ona miała na sobie koszulkę Skry z nazwiskiem Winiarski, a ja przeciwnej drużyny. Było jeszcze prawie pusto, więc nie rozumiem dlaczego tak się śpieszyłyśmy.
- Wera, popatrz - pociągnęłam ją za ramię. Ona jak zwykle flirtowała już z jakimś chłopakiem siedzącym obok niej.
- Lenka ja zawieram nowe znajomości - wkurzyła się przyjaciółka.
- Widzisz? Jakub Jarosz obok rozgrzewających się bełchatowian. Kontuzjowany jest, więc pewnie przyjechał popatrzeć na mecz. Ale mamy szczęście! Pujdziemy po autograf!
- Mnie bardziej interesuje ten pan stojący po jego prawej stronie i rozgrzewający sobie nadgarstki - brunetka utkwiła wzrok w jednym z zawodników. Pomachałam jej dłonią przed oczami.
- Znowu masz zawiechę - westchnęłam. - Ej, zaśpiewam ci coś - gwałtownie się do niej odwróciłam. - Mamy żółte serca, w których płynie czarna krew, bo to Skra Bełchatów, bo to Skra Bełchatów jest! - zaczęłam powtarzać, a Weronika głośno się śmiała. Dobrze wiedziała, że nie znoszę tego klubu i robię to ironicznie. Następnie ona zaczęła wykrzykiwać.
- Mistrz! Mistrz! Re-so-via! - udawałam, że jej nie znam i tylko się uśmiechałam wypatrując Jarskiego od którego postanowiłam wyciągnąć autograf.



perspektywa siatkarzy

Piotr Nowakowski, Bartosz Kurek i Jakub Jarosz rozmawiali na temat Reprezentacji. W pewnej chwili Bartek stojący obok Jarskiego zatrzymał wzrok gdzieś na trybunach.
- Chłopaki - zaczął Kurek. - Właśnie ujrzałem moją przyszłą żonę - przyjmujący nie odrywał wzroku od szatynki, która śpiewała coś do siedzącej obok niej dziewczyny.
- Teraz mu laski w głowie przed meczem. Puknij się w dekiel - zbeształ go Jakub.
- No to która to? - Piotr nie ukrywał dłużej ciekawości tym bardziej, że jego przyjaciel stał jak słup soli.
- Widzisz tą szatynkę w długich prostych włosach, o zajebistym uśmiechu, która teraz się tu patrzy? O Boże ona się patrzy tutaj! Patrzy się? - Kurek zaczął zachowywać się jak zakochana nastolatka.
- Nawet jeśli tak to na pewno nie na ciebie Bartuś. Ma koszulkę Resovi, więc mam przewagę. Przykro mi - Nowakowski wrócił do ćwiczeń.
- Piotrek ma rację. Ona nigdy na ciebie nie poleci. Zresztą wcale się tu nie patrzy tylko gdzieś tam dalej. Masz zwidy - Jarski machnął mu przed oczami kulą na której się podpierał.
- A na ciebie niby poleci. Zjeżdżaj Jarosz - Bartek wyminął kumpla i sięgnął po butelkę wody.
- Jak można na mnie nie polecieć? - Kuba potarł ręką swój zarost, a Kurek tylko przewrócił oczami. 


perspektywa Leny

W drugim secie meczu myślami byłam już w domu. Ostatnio coraz częściej zaczęłam wychodzić na miasto, ale mecz nie był najlepszym pomysłem. Nie mogłam skupić się na grze i cieszyć z prowadzenia Asseco. Marzyłam o tym, aby zaszyć się w łóżku z gorącą czekoladą i czytać o tkankach i mięśniach.
- No Lena, Skra pewnie dała twoim fory, bo nie chcieli ci psuć prezentu urodzinowego - Weronika jak coś powie to nie wiadomo, czy się śmiać, czy przywiązać się do krzesła elektrycznego.
- Takie tam 3:2 - wzruszyłam zadowolona ramionami i zaczęłam ciągnąć przyjaciółkę na dół.
- Co ty robisz? Nie możemy tam zejść. Ochrona nas wywali - zaczęła panikować, kiedy prowadziłam ją w stronę Jarosza, którego upolowałam wzrokiem.
- Serio? Jesteśmy takie YOLO - zironizowałam.
- Coś ty taka krejzolka sie dzisiaj zrobiłaś? Na mecz wyszła, do Jarosza się pcha. Jakbym widziała Lenę sprzed dwóch lat.
- Nie poruszaj tematu sprzed dwóch lat.
- Sory - powiedziała cicho skruszona. - Lenka, tam jest Bartek Kurek! Ja chcę tam! Tam! - Weronika zaczęła podskakiwać w miejcu.
- Że kto?! Kurek? Dziewczyno oszczędź mi cierpienia. Wbił nam asa pod koniec tie break'a przez co niemal dostałam zawału. Idź sobie sama - popchnęłam ją w stronę jej idola, a sama nieśmiało zaczepiłam Kubę.
- Dzień dobry. Można prosić o autograf? - uśmiechnęłam się delikatnie.


perspektywa siatkarzy

Kurek z Jaroszem patrzeli na siebie z otwartymi ustami i wytrzeszczonymi oczami. Nie mogli uwierzyć, że dziewczyna, która przyciągnęła ich uwagę, a w szczególności Bartosza do nich podeszła.
- Pe-pewnie - zająknął się Kuba. Kurek w tym czasie złożył podpis w zeszycie brunetki. Chciał odezwać się do dziewczyny, która wpadła mu w oko już przed meczem, ale ona szybko odwróciła się i zniknęła w tłumie.
- Matko jedyna - Kurek błądził wzrokiem po hali.
- Miałeś rację. Cudowna - Jarski zamknął oczy i uśmiechnął się.
- Jakub opanuj się. Ja ją pierwszy zobaczyłem i mam do niej prawo. Pamiętasz jak się umawialiśmy?
- Przecież wiem. Ja mam w domu żonę cieciu - zreflektował się Kuba. - Ona i tak nie będzie twoja, bo właśnie przepadła na zawsze - stwierdził Jarski wskazując na drogę, która podążyła tajemnicza szatynka.
- Ja ją muszę znaleźć - Kurek zarzucił ręcznik na ramiona i udał się do szatni.


perspektywa Leny

Podążałam już do wyjścia, kiedy obok mnie pojawiła się Wera. Wyglądała na szczęśliwą, więc pewnie zdobyła autograf tego jej Kurka.
- Hej piękna, patrz co mam - pokazała mi zeszyt z upragnionym podpisem.
- Super, gratuluję - uśmiechnęłam się. Nie wszystkich trzeba lubić, ale powinno się szanować. - Jejku jaki tłok. Robi się duszno - powachlowałam notesem. Wtem dobiegł mnie krzyk jakiejś kobiety, a tłum znacznie się poruszył. Usłyszałam tylko prośbę o pomoc. Zaczęłam przeciskać się w stronę centrum wydarzeń. Adrenalina zadziałała i szybko dotarłam na miejsce. Ujrzałam na oko ośmioletniego chłopca leżącego na parkiecie, a jego mama starała się go ocucić.
- Proszę się odsunąć - odgoniłam ręką gapiów. - Hej mały, słyszysz mnie? - ułożyłam dłoń na klatce piersiowej chłopca i zaczęłam do niego mówić. Nie reagował.
- Choruje na coś? - zwróciłam się do płaczącej kobiety.
- Ma cukrzycę. Takiej zapaści nie miał jeszcze nigdy - mówiła przez łzy.
- Dajcie lekarza! - krzyknęłam do tłumu. Przyklęknął przy mnie mężczyna, którego skądś kojarzyłam. Jeśli się nie mylę to fizjoterapeuta Skry Bełchatów.
- Medyk już w drodze do domu. Zaraz będzie karetka - oznajmił pomagając ułożyć mi chłopaka w pozycji bezpiecznej.
- Cholera - zaklnęłam pod nosem. Gdy wydawało się, że dziecko zaczyna się wybudzać wystąpiła nagle wysoka gorączka. Wymieniłam porozumiewawcze spojrzenia z fizjoterapeutą i oparłam głowę chłopca na moich kolanach. Mówiłam do niego, aby nie zasypiał. Mężczyzna wybiegł przed halę, aby pokierować lekarzy. Nagle usłyszałam nad sobą czyjś głos. Był znany, ale nie wiedziałam skąd.
- Mogę pomóc? - ktoś stał nade mną, a ja nawet się nie odwróciłam. Całą uwagę skupiłam na dziecku.
- Proszę rozgonić ludzi, bo nie ma dostępu powietrza - już po chwili zrobiło się więcej miejsca. Kątem oka widziałam tylko czarno żółte koszulki i również zawodników Resovi. Rozganiali tłum. Mały zaczął otwierać oczy i pytać się o mamę. Głaskałam go po głowie i uspokajałam. Następnie opiekę nad nim przejął lekarz z pogotowia. Zabrano go do szpitala. Stałam ocierając czoło. Byłam zdenerwowana nie ratowaniem malucha, ale nieobecnością medyka. Jeszcze kilkudziesięciu kibiców obu drużyn kręciło się obok mnie i pytano jak się czuję. Zobaczyłam lekarza podbiegającego w naszą stronę.


perspektywa siatkarzy
- Patrz, będzie się działo - Nowakowski wskazał Kurkowi na szatynkę, która chwilę temu udzielała pomocy dziecku. Szła w stronę medyka, którego nie było na miejscu zdarzenia. Jarosz, Bartek, Piotrek i reszta graczy jak i kibiców zawiesili wzrok na szatynce i mężczyźnie.
- Przedstawienie czas zacząć - szepnął Wlazły stojący obok.
- Witam pana doktora. Jak dobrze, że pan jest. O, spóźnił się pan? Jaka szkoda. Nie ma to jak pojechać do domu przed czasem, hm? No tak kolacja by wystygła, a co tam dziecko z zagrożeniem życia. Naleśniki ważniejsze - dziewczyna starała się mówić spokojnie, ale jej głos drżał i powstrzymywała się przed wybuchem gniewu. - Gratuluję odpowiedzialności. Żegnam pana - siatkarze patrzyli jak dziewczyna wyminęła lekarza i szybkim krokiem ruszyła do wyjścia.
- A wydawała się być taka spokojna i niewinna - zamyślił się Kurek.
- Wszystko pięknie, tylko znów ci zwiała - zaśmiał się Nowakowski.
- O cholera - Kurek ukrył twarz w dłoniach i wywołał tym salwę śmiechu Cichego i Jarskiego.

_______________________________________________________________

Zaczęłam pisać, właśnie wykryto mi chorobę, zajebiście. Nwm kiedy kolejny...
Nie chcę rezygnować z siatkówki, bo ona nadaje sens temu wszystkiemu :'( Do napisania wkrótce mam nadzieję. 
W końcu hasło "nie mogę przegrać" nabrało dla mnie nowego znaczenia ; ) Eee tam bd grać nawet jeśli bd ściągać mnie pół żywą z parkietu!
Nwm po co Wam to piszę. Przepraszam. Głupia jestem xd
Trzymajcie się. ♥
Wielbię Was ♥
Poprawiacie humor, serio ♥
FV.
 


poniedziałek, 30 września 2013

Prolog.

Jako mała dziewczynka byłam bardzo dobrą uczennicą z wzorowym zachowaniem. Nie narzekałam na brak znajomych i popularności, choć wcale o to nie zabiegałam. Rodzicie mieli dobrze płatną pracę, więc mogli zapewnić ponadprzeciętne warunki mi i starszemu bratu.

W wieku 15 lat czułam się bardzo osamotniona. Zostawałam w Bełchatowie pod opieką Tomasza, kiedy rodzicie wyjeżdżali w delegacje. Z jednej z nich niestety nie wrócili...

Zaczęłam się buntować i nie byłam już taką zabawną dziewczyną jak kiedyś. Opamiętałam się dopiero po ich pogrzebie. Duża w tym zasługa Tomka. Dzięki niemu odkryłam piękno siatkówki, a sport ten uczynił mnie silniejszą pod względem psychicznym i fizycznym. Postanowiłam studiować fizjoterapię na AWF, bo po pierwsze zawsze lubiłam pomagać i chciałam to robić, a po drugie sport jest bliski memu sercu. W trudnych chwilach miałam przy sobie przyjaciółkę Wiktorię oraz Szymona. Czasem jest mi ciężko, kiedy widzę, że mu nadal na mnie zależy nie tylko jak na przyjaciółce, którą zna od dzieciństwa. Próbowałam się w nim zakochać, ale nie wyszło. Mimo wszystko postanowiliśmy nie psuć naszej przyjaźni. Brakowało czegoś, co niektórzy nazywają namiętnością. Ja widziałam w nim tylko kumpla, z którym przesiadywałam całe dnie na podwórku i broiłam. Tak, broiłam i to nieźle. W szkole byłam na pozór aniołem, zresztą chyba do dziś mi to zostało.

Staram się żyć normalnie i czerpać z życia jak najwięcej. Czasami bywa bardzo trudno, ale staram się.

Tęsknię za rodzicami, za szybko utraconym dzieciństwem, za...No właśnie, za czym? Ciągle mi czegoś brakuje i nie chodzi o dobra materialne.